- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Whorehouse "True Living"
Ktoś kiedyś narzekał, że w Polsce nie ma dobrych zespołów grających thrash metal. Ten, kto słyszał Horrorscope, Retribution i Whorehouse, potraktuje te słowa z przymrużeniem oka i serdecznym uśmiechem politowania. Tak naprawdę jedynym poważnym problemem trawiącym ten gatunek jest trwająca od paru lat poważna ignorancja ze strony "wielkich krajowych wytwórni", które najzwyczajniej w świecie albo mają w dupie wydawanie tych zespołów, albo boją się inwestować w ten mało już popularny gatunek. Miejmy nadzieję, że nowe płyty Exodus, Death Angel i innych wielkich zmienią obecny stan rzeczy i przemówią niektórym do rozsądku.
Krakowski Whorehouse nie jest młodym zespołem. Istnieją już ładnych parę lat, aktywnie koncertują i co jakiś czas atakują nasze uszy nowym promo zawierającym czysty Bay Area Thrash. Nie inaczej ma się sprawa z ich najnowszym dziełem pt. "True Living". Materiał ten, na który składają się cztery niesamowicie energiczne i ostre kawałki, po raz kolejny został nagrany w domowym studio Dominika Burzyma (znanego m.in. z produkcji Atrophia Red Sun i Retribution), które powoli staje się gwarantem świetnego, dynamicznego i klarownego brzmienia, tak istotnego w tej stylistyce.
Te cztery utwory to niesamowita wycieczka do czasów świetności takich zespołów jak wspomniany już wcześniej Exodus, Vio-Lence, czy w mniejszym stopniu Sacred Reich. Nie oznacza to jednak, że "True Living" jest zwykłą kopią muzyki z okresu przez wielu obecnie uznawanego za prehistoryczny. Nic bardziej błędnego! Nowoczesne brzmienie i ciekawe, dopracowane aranże plus bardzo dobre solówki i sprawna gra sekcji rytmicznej nie pozwolą wam się nudzić nawet przez sekundę. Dodatkowym atutem Whorehouse jest mocny wokal Seby i bardzo chwytliwe refreny, a wszystko to zagrane z taką lekkością i radością, że po pewnym czasie głowa sama zaczyna się rytmicznie poruszać w rytm muzyki. A więc proszę Państwa, chyba najwyższa już pora wyjąć z szafy zakurzone, niebieskie "jajognioty", białe adidaski i natapirować łysiejącą czuprynę. THRASH TILL XODAS!!!