- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Whitesnake "Restelss Heart"
David Coverdale zapowiadał, że to jego pożegnalna płyta, a także, że ma zamiar wrócić na niej do swych ideałów z początków kariery. I to mu sie chyba udało... Klimat bluesa czuć w każdym utworze, Coverdale śpiewa z oddaniem i feelingiem już dawno nie słyszanym u niego tak wyraźnie.
Nie znaczy to, że brak płycie wad, o nie. Uderzają przede wszystkim dość banalne i monotonne tematycznie teksty, wszystkie prawie na jedno kopyto. Można to jednak wybaczyć Coverdale'owi, jako że image opuszczonego faceta dobrze współgra z jego głosem i sposobem śpiewania. No i w końcu przecież liczy się przede wszystkim muzyka!
Dominują utwory utrzymane w ponurym klimatach, śpiewane z wyraźnym stylizowaniem skargi w glosie - "Too Many Tears", "Stay With Me", "Can't Go On", "Take Me Back Again". Są one też raczej słabszą stroną płyty. Powiem szczerze - osobiście kilka chętnie bym wyrzucił... albo połączył w jeden i skrócił, doprawdy, album wcale by na tym nie ucierpiał.
David pokazuje jednak, ze smęcenie to nie jedyne co potrafi - świadczą o tym takie utwory jak tytułowy "Restless Heart" (zdecydowanie mocny punkt albumu) albo pogodne, acz dynamiczne piosenki "All In The Name Of Love" i "You're So Fine". Bardzo udana kompozycja zamykająca płytę - "Woman Trouble Blues" - świadczy również7 o tym, że niegdysiejsza praca z Jimmym Pagem nie pozostała bez wpływu na twórczość Coverdale'a. Ten sam wpływ słychać zresztą też w kompozycji "Take Me Back Again". Kompozycji, dodajmy, także udanej.
W utworze "Crying" natomiast David dość bezczelnie zaczerpnął pomysł z okresu współpracy z Deep Purple, czego efektem jest po prostu nieznacznie modyfikująca oryginał wersja "Mistreated".
To i pare innych potknięć nie umniejsza jednak w znaczący sposób wartości płyty - zawiera materiał dojrzały, wolny od "cukierkowych" naleciałości obecnych na poprzednich albumach. Czego brakuje? Chyba mimo wszystko najbardziej kogoś jeszcze ze starego składu, choćby jednego ze współudziałowców Davida w sukcesie dawnego Whitesnake... Bo przecież sam Adrian Vanderberg u boku wielkiego frontmana to troszkę za mało (nie włączając muzykom z "Restless Heart"), aby oswoić się z myślą, że to to samo stare dobre Whitesnake...