- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Water On Electricity "Water On Electricity"
Water On Electricity to grupa, która uformowała się po słynnym zamachu terrorystycznym na World Trade Center w dniu jedenastego września 2001 roku i - jak sami muzycy o tym piszą - powstała "z wiary". Warto nadmienić, iż funkcję perkusisty pełni w niej Polak, Patryk Płoszaj.
Jest to narkotyczno-psychodeliczny rock, często odwołujący się w melodycznych i harmonicznych zawiłościach do twórczości Tool. Brzmienie jest miękkie i niekonkretne - wzbogacone o klasyczne smyczkowe instrumentarium (a nawet nim przesycone) zatraca swoją wyrazistość. Największym zarzutem wobec tej płyty jest mętlik w zawiłych i nadto skomplikowanych fakturach, przez co muzyce brakuje prostej i czystej energii. Nadmierna chęć neurotyczności powoduje brak wyrazistości, muzycy nieraz zdają gubić się w odmętach ciągnących się i przekombinowanych linii melodycznych. Wrażenie to potęguje wspomniane wcześniej wytłumione i wysterylizowane brzmienie. W efekcie dostajemy projekt do słuchania przyjemny, lecz nie wyróżniający się niczym i nieporywający - niezdolny do wywołania jakichkolwiek gwałtowniejszych emocji i odczuć, jak również szumnie zapowiadanego przez artystów "szoku elektrycznego".
"Water On Electricity" to dosyć miałki pop-rock. Idealnie wpasowuje się w enigmatyczną kategorię muzyczną pt. "alternatywa". Nieszkodliwy, ale też nieciekawy. Sympatyczne i... nijakie. A niestety sztuka podobno nienawidzi "letniości"...