- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Volbeat "Beyond Hell / Above Heaven"
Nie odpuszczają! To chyba pierwsze słowa, które można wyartykułować po przesłuchaniu najnowszego wydawnictwa rockandrollowców z Volbeat. Okres, jaki upłynął od wydania "Guitar Gangsters & Cadillac Blood", to zaledwie 2 lata, lecz nie był to bynajmniej czas odpoczynku dla zespołu: trasa koncertowa, festiwale, supporty Metalliki, AC/DC itd. Muzyków nie ominęły także osobiste tragedie (dla Michaela Poulsena była to praca nad pierwszym albumem bez pomocy ojca, będącego dla niego inspiracją od początku istnienia zespołu).
Nowe dzieło zatytułowane jest "Beyond Hell / Above Heaven" i nie jest to nazwa przypadkowa, jak tłumaczy wokalista - "jeśli jesteśmy poza Piekłem, sprawiamy, że Niebo wygląda jak Piekło, jeśli udamy się ponad Niebo sprawimy, że Piekło będzie jak Niebo. Niebo i Piekło to coś, co tworzymy we własnych umysłach - to tam rodzą się demony". Całość niepozbawiona jest muzycznych niespodzianek, gdyż wśród zaproszonych gości znaleźli się Mille Petrozza z Kreator, Mark "Barney" Greenway z Napalm Death, gitarzysta Mercyful Fate Michael Denner, Henrik Hall, grający na harmonijce w zespole Love Shop, oraz Jacob Oelund z kapeli rockabilly Taggy Tones. Co nie uległo zmianie, to na pewno po raz kolejny dopracowana warstwa graficzna albumu (autorstwa Karsten Wrysand) w charakterystycznych dla zespołu kolorach oraz świetna produkcja (za konsoletą sprawdzony Jacob Hansen). Muzycznie jest to wciąż kopalnia i fuzja stylów spod znaku punka, country, rock n' rolla, metalu, rockabilly oraz udana kontynuacja albumowego poprzednika (zarówno muzycznie, jak i tekstowo).
Naprawdę dużo tu kontrastów. Zaczyna się mocno, "The Mirror And The Ripper" zawiera kwintesencję stylu zespołu, aby już w następnych numerach zaskoczyć nas harmonijką ("Heaven Nor Hell") oraz pogodniejszym rockandrollowym groovem ("16 Dollars"). Pozostałe utwory: "Who They Are", "A Warrior's Call" (pean na cześć boksera Mikkela Kesslera) czy "A Better Believer" to konkretne muzyczne przyłożenia, które idealnie wypadają w zestawieniu z rzeczami wolniejszymi, chociażby znanym z festiwalowych wykonań "Fallen" oraz "A New Day". Obecność gości zobowiązywała, co chyba najlepiej słychać w "7 Shots" (Petrozza) oraz "Evelyn" (Barney), bo tak mocno Volbeat nie grał jeszcze nigdy, to właśnie jedna z największych niespodzianek albumu, ale również jeden z jego niewątpliwych plusów.
Reasumując, w obozie Volbeat bez zmian: dużo energii, mocno, wesoło, melodyjnie i po prostu przebojowo, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Trudno na "Beyond Hell / Above Heaven" znaleźć rzeczy słabsze, wszystko tworzy świetnie zgraną całość, a wieńczący krążek "Thanks" (czyżby jeden z przyszłych faworytów koncertowych?) chciałoby się, żeby trwał i trwał. Pisałem kiedyś, że muzycznie wszystko niby już było, ale panowie z Volbeat podają to z głową oraz z dużą dawką świeżości. Zrobili to po raz kolejny, nagrywając jeszcze jeden bardzo dobry album. Nie wiem, czy przysporzy on kapeli nowych słuchaczy, stawiających na nich do tej pory krzyżyk, jedno jest pewne - na pewno usatysfakcjonuje i nie odstraszy starych. Warto było czekać!
Trudno doszukać się tu oryginalności, ale granie dosyć przyjemne.
Materiały dotyczące zespołu
- Volbeat
"Evelyn" z Barneyem - szacuneczek, kolesiom. Od jego ryku to i drzewo zostaje pozbawione liści.