- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Vintersorg "Solens Rotter"
"Solens rotter" to siódma już solowa płyta w bogatym dorobku Vintersorga. Poprzednim albumem, któremu poświęciłem więcej czasu, był wydany w 1999 roku "Odemarkens son", kolejne zaś nie zdołały zainteresować mnie na dłużej. Cenię sobie zarówno wokal Hedlunda, jak i jego specyficzny styl, ale jest też w jego twórczości coś co sprawia, że wszystkie utwory wydają mi się do siebie podobne.
Nowy album brzmieniowo zdecydowanie bliższy jest "korzeniom" niż późniejszemu stylowi spomiędzy "Cosmic Genesis" i "The Focusing Blur". W klawiszach zamiast partii stricte syntezatorowych znajdziemy raczej imitacje tradycyjnych instrumentów. Znaczącą rolę odgrywają też akustyczne gitary. Jeśli chodzi o same kompozycje, jest tu wszystko, z czego tego pana znamy: charakterystyczne melodie, ostre fragmenty metalowe, przeplatane klawiszowo-akustycznymi, specyficzny wysoki śpiew na zmianę z rykiem. Teksty oczywiście po szwedzku - i słusznie. Wszystko to, co zdumiewające, nie daje w efekcie ani epickiego power metalu ani symfonicznego black metalu i w znacznej mierze za to Vintersorga lubię.
Z perspektywy lat doceniam postęp, który się w muzyce Szweda dokonał, a słychać go przede wszystkim w bogatych aranżacjach. Dużo tu zmian rytmów, ciekawie zazębiających się fraz różnych instrumentów, zgrabnych instrumentacji (pojawia się nawet nieśmiertelny melotron, który powinien chyba stać się już narodowym szwedzkim instrumentem). Głównie zaś urzeka mnie na tej płycie rytmika - bogata i obfitująca w wiele zwrotów. Wprawdzie w znacznej mierze odpowiedzialna jest za nią programowana perkusja, ale przynajmniej programująca ją osoba wywiązała się z zadania bardzo przyzwoicie. Oczywiście każdy wie, że żywy bębniarz zabrzmiałby znacznie lepiej, ale prawdę mówiąc różnica między typowym, grającym na triggerach perkusistą (z czym mamy do czynienia nazbyt często), a tym co znajdziemy na "Solens rotter" jest dyskusyjna. Technika prze do przodu aż strach bierze, a my powoli przyzwyczajamy się do samplowanych bębnów. Całe szczęście, że czasem ktoś nam jeszcze przypomina, jak brzmi prawdziwa perkusja.
Ostatecznie uczucia mam mieszane. Płyta jest na pewno dobra, momentami porywająca, ale jako całość dość konwencjonalna, choć to konwencja specyficzna dla tego właśnie artysty. Brakuje mi zwłaszcza odważniejszych rozwiązań harmonicznych, które na wcześniejszych płytach już się pojawiały. Poleciłbym "Solens Rotter" głównie albo zagorzałym fanom, albo tym, dla których będzie to pierwsze spotkanie z tym wykonawcą.