- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Vena Valley "Tanellis"
Zespół Vena Valley powstał w roku 1998, przy czym wtedy nazwa była całkiem inna: kapela nazywała się bowiem początkowo Nemroth. Następne miesiące to (jak to zwykle bywa) kolejne zmiany w składzie, koncerty i poszukiwanie własnej muzycznej twarzy. Jednym z wyrazów tego poszukiwania była także zmiana nazwy kapeli - mrocznie brzmiące Nemroth przemianowano na bardziej poetyckie Vena Valley. A mniej więcej rok temu, na przełomie lutego i marca 2004, światło dzienne ujrzało wydawnictwo zespołu zatytułowane "Tanellis".
Na demówce tej znajduje się pięć numerów składających się w sumie na 21 minut grania. Ale nie tylko muzyką wypełniona jest płyta: poza nią znajdziemy tu także biografię zespołu, notki informacyjne o poszczególnych muzykach, a także teledysk do nagrania "Hollowę. Pomysł, aby uatrakcyjnić demo niby prosty, a jakże sympatyczny! Aż dziwne, że nie wszystkie, szczególnie początkujące zespoły o tym pamiętają. Przecież po pierwsze daje to informacje, a po drugie znakomicie pomaga zrobić dobre "pierwsze wrażenie". Efekt? Nazwa zespołu łatwiej "zostaje" w głowie i nie opuszcza szarych komórek równocześnie z wyciągnięciem płyty z wieży. Tym bardziej, jeśli muzyka zespołu również robi dobre wrażenie. A w przypadku Vena Villey tak na szczęście jest - dźwięki prezentowane przez ten zespół to patenty kojarzące się z Within Temptation, Lacuna Coil czy też z ostatnimi dokonaniami Flowing Tears lub Delight. Kobiecy wokal, klimat wymieszany z zadziornymi riffami, trochę klawiszy, sporo melodii. Centralną rolę odgrywa oczywiście pani z mikrofonem, która radzi sobie bardzo dobrze - jej głos kojarzący się chwilami z Sharon Den Adel czy z Amy Lee robi jak najbardziej pozytywne wrażenie, a pozostali muzycy również trzymają niezły poziom. Płycie nie można odmówić zróżnicowania, mamy tu bowiem i nagrania śpiewane po polsku, i kawałki angielsko-języczne - tych pierwszych jest dwa, tych drugich trzy. Są tempa wolne (początek "Pokolenia"), jak i granie bardziej motoryczne i dynamiczne ("Salvation", "Senność"), znajdzie się także odrobina elektroniki ("To Late For Love"), nieco zadziornych riffów ("Senność"), a wszystko podlane jest "klimaciarskim" sosem. Niestety wspomniane zróżnicowanie odnosi się także do tego, że płyta jest dość nierówna. O ile bowiem otwierające demo "Hollow" jest bardzo dobre, a "To Late For Love" i "Salvation" co najmniej dobre, to "Senność" jest przeciętna, a "Pokolenia" raczej słabe. Ale ogólnie jest dobrze i z ciekawością wypatruję kolejnego wydawnictwa zespołu.