- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Velvet Revolver "Contraband"
Najbardziej oczekiwany debiut roku w końcu ujrzał światło dzienne! Powiem krótko - jest dobrze, a nawet bardzo dobrze...
"Contraband" zadebiutował na 1 miejscu "Billboardu", płyta w Stanach sprzedaje się jak świeże bułeczki, a w muzycznych stacjach teledysk do "Slither" emitowany jest non stop. Sukces komercyjny stał się faktem, a i pod względem artystycznym płyta nie zawodzi.
Jakby ktoś miał wątpliwości o kim mowa, Velvet Revolver to założona w tym roku supergrupa złożona z "badboys" współczesnej muzyki, współtwórców sukcesów dwóch wielkich kapel lat 90.: Guns And Roses i Stone Temple Pilots. Tych pierwszych reprezentują Slash, Duff MacKagan i Matt Sorum, z drugiej pochodzi chimeryczny, ale obdarzony wielkim rockadnrollowym głosem Scott Weiland. Skład uzupełnia znany z funkmetalowego Infectious Grooves gitarzysta Dave Kushner.
Ich debiutanckie dzieło to, jak można było się spodziewać, wypadkowa stylu obu tych grup. Jest tutaj i rasowa rockandrollowa jazda bez trzymanki w stylu Gunsów ("Sucker Train Blues"), jak i znane ze Stone Temple Pilots zakręcone, nowoczesne dźwięki z charakterystycznymi wokalnymi odlotami Weilanda ("Illegal I Song", "Superhuman"). Całość została wyprodukowana bardzo nowocześnie, jednak muzycznie zespół trzyma się tradycji.
To, co cieszy tu najbardziej, to powrót do wielkiej formy gitarowego herosa początku lat 90., Slasha, który na długi czas zniknął z pierwszych stron gazet, wydając ze swoim Slash's Snakepit przeciętne albumy, o których mało kto słyszał. Tymczasem tutaj rządzi i dzieli, gra jak za swoich najlepszych lat. To on pięknie napędza takie utwory jak "Set Me Free" czy "Headpsace" i znów chwyta za serce wybornymi solówkami ("Sucker Train Blues", "Illegal I Song", "Spectacle").
Najlepsze utwory? Zdecydowanie "Do It For The Kids" i "Headspace", oparty na riffie przypominającym wyczyny Toma Morello w Rage Against The Machine. Świetnie wypadają też ballady, a zwłaszcza "Fall To Pieces" - tego typu grania brakowało w rockowym świecie.
Zdarzyły się i słabsze kawałki, ale także w nich pełno jest intrygujących dźwięków. Momentami drażni też śpiew Weilanda, który, jak na mój gust, zbyt dużo kombinuje z brzmieniem. Ale ogólnie - bardzo dobry album!