- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Van Halen "Live: Right Here, Right Now"
Koncert ten został zarejestrowany podczas trasy promującej album "F.U.C.K.". Na set składają się kawałki z całego działania Van Halen, z przewagą okresu z Sammym. To wydawnictwo jest niemal wiernym obrazem scenicznego show Van Halen. "Niemal", ponieważ niektóre kawałki znajdują się tylko na VHS, inne zaś tylko na kasecie i płycie.
Wykonanie utworów jest genialne - dodatkowe zagrywki, muzycy biegający wszędzie. Można się jedynie przyczepić do tego, że klawisze puszczane są z taśmy. Eddie gra tylko na gitarze, czasami wspomaga go Sammy. Razem występują w "One Way To Rock" i "Finish What Ya' Started". Każdy muzyk na tym koncercie może się pochwalić solową partią. Na pierwszy ogień idzie Mike, który prezentuje bardzo oryginalny styl gry na swym Jack Daniels Bass. Wierzcie mi, dla tej solówki warto kupić VHS. Następny w kolejce jest Alex. Jego solo według mnie jest najmniej ciekawe. Oczywiście jest szybkie, efektowne, ale ile można sluchać jednego bębniącego faceta? Sammy swój solowy numer wykonuje tylko na akustyku. Na CD i MC gra "Give To Live", a na VHS "Eagles Fly". Pierwszy z tych numerów jest lepszy. Na koniec pozostaje najlepszy kąsek. Mistrz popisuje się w "316". Kawałek rozciągnięty jest do trzynastu minut. Zaczyna się spokojnym intrem, aby później przejść w wiązankę zagrywek ze wszystkich instrumentalnych utworów zespołu: "Cathedral", "Eruption", "Spanish Fly" i innych. Ed wydobywa z gitary dźwięki na wszelkie możliwe sposoby, ale największe wrażenie robią jego tappingi. Oprócz powyższych utworów, zespół wykonuje covery The Kinks i The Who.
VHS oddaje całą magię koncertu. Od początku, gdy Eddie gra wiertarą na gitarze, aż do samego końca, czyli efektownych efektów pirotechnicznych. Można by mieć zastrzeżenia do tego, że jeden koncert zmontowany został z dwóch, przez co na przykład na jednym ujęciu Sammy ma koszulę, a na drugim jej nie ma. Można się jednak do tego przyzwyczaić.
Zabawne jest to, że zespół gra cały repertuar z "F.U.C.K.". Nie przepuścili żadnemu utworowi. Moim zdaniem mogliby wywalić przyciężkie "Spanked" i "Man On A Mission", a w zamian zagrać coś innego. Tak czy inaczej, warto kupić CD i VHS - najepiej obie. Dopiero wtedy ma się doskonały obraz Van Halen na żywo, tu i teraz.
Definitywnie - jest to najlepszy album muzyczny jaki w życiu słyszałem. Często do niego wracam. Jest to album, który zmienił moje podejście do muzyki. Dzięki niemu (właściwie dzięki Michael'owi Anthony'emu, mtóry tak naprawdę nazywa się Michał Antoni Sobolewski) nauczyłem się grać na gitarze basowej, i w latach 1993/1995 miałem przyjemność poczuć się chociaż odrobinę jak gitarzysta rockowy i dając z kolegami w Szczecinie kilka małych koncertów, aż nie mogłem się powstrzymać od subtelnego plagiatu zachowania basisty Van Halen. Tak. Ten album jest esencją mojej młodości. Kto wie co by było ze mną dalej, gdyby nie moja obowiązkowa służba wojskowa i sytuacje życiowe moich przyjaciół...
Jedno jest pewne: albumy studyjny "F.U.C.K." i koncertowy "Right here, right now" były ostatnimi najlepszymi albumami w dorobku Van Halen.
Sami ustawili sobie poprzeczkę tak wysoko, że pozostałe albumy już nie były aż tak dobre.
"Right here, right now"... to po prostu esencja klasyki, show, i wszystkiego tego, co w muzyce najlepsze...