- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Vader "Revelations"
Pytania pewnie zaraz się posypią. Dlaczego? Po co? Wziąłeś forsę od Petera, żeby kupowali płyty "from the past"? Nie! (choć może by mi ktoś w końcu zapłacił, bo auto mi się psuje i jem chleb ze smalcem rafinowanym). Po pierwsze, obecnie brak na rockmetal.pl recenzji "Revelations", po drugie to ostatni pełny krążek z Docem (RIP) w składzie, po trzecie to, znów, ostatni materiał, jaki zakupiłem na MC, po czwarte, w końcu, to jak dla mnie najbardziej niedocenione wydawnictwo w dorobku tego zespołu, które mimo okrągłej dekady od wydania nie zdezaktualizowało się ani o sekundę, a sam osobiście stawiam je zaraz po "Ultimate Incantation", "De Profundis" i "Litany" - w gronie ulubionych. Jak więc widzicie, okazji do świętowania i celebracji tego krążka w moim przypadku nie brakuje, zamierzam sobie pofolgować.
Sięgając do skarbnicy pamięci, a konkretnie chyba lat 01-02, pamiętam, iż mimo szeroko zakrojonej kampanii promocyjnej, jaką Massive objęło "Revelations", coś nie do końca tutaj zagrało. Był singiel w "Thrash'em All", były prasówki, pojawiały się jednak niepokojące doniesienia z obozu Vader. Poza tym, co tu dużo mówić, mam wrażenie, że po oszałamiających sukcesach "Otchłani", "Czerni" i "Litanii", publika zaczęła cierpieć na lekki przesyt twórczością zespołu, któremu tak naprawdę nikt nie potrafił dorównać popularnością w kraju i za granicą (Behemoth mimo "Satanica" i "Thelemy" dopiero miał zamieszać na całego). Być może oni sami także mieli problem ze sprostaniem swojej sławie, a przynajmniej niektórzy nich (Doc, Shambo). Pamiętam też szok, jaki wywołała u mnie nie tyle lektura, co lustracja słowackiej edycji "Metal Hammera", gdzie wciąż dodawano do magazynu kasetę miast CD, w którym krążek nie zdobył maksa, a między wierszami dało się odczytać zarzuty o potrzebie odświeżenia konwencji Vader, który na dotychczasowych płytach ograł już chyba wszystkie swoje charakterystyczne patenty. Jak dla mnie zarówno umiarkowany entuzjazm rodzimej publiki, jak i opinie krytyków, dzięki Panu, z perspektywy tych 10 lat wydają się zupełnie nieuzasadnione, by nie rzec chybione. Dlaczego?
Zacznijmy od samego początku - czyli okładki. Pamiętam, że i u mnie pojawiły się symptomy lekkiego zawodu, wywołane brakiem zaskoczenia, bo do namalowania frontcoveru zatrudniono znów Jacka Wiśniewskiego, którego grafik zwyczajnie nie lubiłem i nie lubię. Na tym etapie był facet w zasadzie wszędzie i na wszystkim, co swoim logo firmowała Massive. Robił szatę graficzną "Thrash'ema", z taśmy oprawiał tymi swoimi komputerowymi kolarzami każde CD, które dodawano do tej gazety. Był na okładkach Vader, był na okładkach Sceptic, był na okładkach Decapitated. Ileż można. Tutaj zaś znów on i znów obrazek w jego dobrze rozpoznawalnym stylu, który w zasadzie mógłby się znaleźć na frontach płyt miliona innych kapel promowanych przez stajnię Mariusza Kmiołka. Co jest grane? Gdzie podziały się atrybuty mocy Generała w postaci "Oka Strażnika" pytałem? Ok, okładka mocno koresponduje z apokaliptycznym konceptem albumu i z niedawnymi podówczas, dramatycznymi wydarzeniami 9/11 - z tym, że tutaj kruszone są dwie katedry. Uniesień większych brak, tylko lekki posmak zawodu i natrętna myśl - znowu on, po co to komu?
Płyty jednak na szczęście nie słucha się okładką. A to, co kryje się pod nią, po prostu miażdży. Pierwsze, co wgniata fotel, to brzmienie "Revelations", w moim mniemaniu najlepsze w karierze Vader. Tak genialnie wyprodukowanej perkusji zespół nie miał nigdy. Od pierwszych taktów wolnego, jak na tę grupę, "Epitaph" razy wymierzają kotły z piekła rodem, które w takiej postaci podsuwają mi tylko jedno skojarzenie - "Black Album" death metalu. Pełne, soczyste, głębokie, pierdolnięcia zostawiające po sobie huk artylerii, miażdżą wnętrzności i aż chce się dziękować, że nie miała tego rozpędzona "Litany", bo niewielu by przeżyło. Równie głębokie wiosła, zaprzęgnięte do rytmicznego "Epitafium", popełniają w nim nową, epicką wręcz jakość, od razu wprowadzając go do panteonu klasyków Vader. Dalej zaliczamy niestety potknięcie. Ja wiem, że Vader to Vader i po jednej piosence od razu winniśmy wiedzieć, z kim mamy do czynienia, jednak utwór "Nomad" to lekkie przegięcie w tej materii, bo jego przewodni riff zdaje się być bezczelnym ripp offem "Xeper" z "Litanii". Bez przesady Generale, chciałoby się rzec. A może nie zauważyłeś? To w zasadzie jedyna mielizna, która zakochanym w poprzedniej płycie zapewne i tak nie będzie przeszkadzała. Gramy jednak w lidze światowej, stąd z kronikarskiego obowiązku i tę wtopę w imię sprawiedliwości odnotować należy. Dalej jest już tylko lepiej, piekielnie lepiej, by nie rzec rewelacyjnie. Duet "Wolftribe" - "Whispers", dzięki zastosowaniu znanego patentu Ricka Rubina (Slayer - "Reign In Blood" i "South Of Heaven"), polegającego na wycięciu przerwy między kawałkami, zlewa się w jeden zajebisty pokaz mocy, prędkości i natężenia, w warstwie kompozycyjnej czerpiący wprost z trzech poprzednich czołgów Vadera. Do dziś też podziw budzi krótki popis Darskiego w drugim kawałku i to taki, że gdyby zrezygnował z Behe na rzecz drugiego wokalu w komandzie Petera, to wcale bym się nie pogniewał. Może obecnie na czymś mu zbywa, ale do death metalu to on warunki jak najbardziej posiada. Przed nami jednak wciąż ukryte diamenciki. Do takowych z pewnością należy "Torch Of War" (brawo Docent) - z rewelacyjnie spasowanym tekstem. Atak przerywanego blastu - "this means war, your weakness makes me sick" - kanonada gitar, judasowo - slayerowa wajcha w solówce - i wszystko jasne. "The Code" znowuż jest jakby zapowiedzią tego, co za kilka lat miało się wydarzyć na "The Beast". Riff przewodni ma w sobie więcej z thrash metalu i wręcz rocka niż deathu, robiąc kompozycję mniej skomasowaną, a przy tym bardziej przystępną. Na koniec jeszcze okładanie po ryju "Lukewarm Race", będącego godną kontynuacją "The One Made Of Dreams".
I w końcu wielki finał. Siedmiominutowy "Revelation Of Black Moses" - jeden z najwolniejszych i najbardziej monumentalnych kawałków w dorobku Vader. Przyznam, że słysząc przed premierą o nim, ale jeszcze nie słysząc go samego, byłem pełen obaw. Dla mnie Vader to zespół, który najlepiej wypada w szybkich blitzkriegach. Nie padłem na kolana przed "Kingdom", więc tym bardziej powątpiewałem w "Mojżesza". No, a tutaj prawdziwa niespodzianka, bo to jedna z najlepszych kompozycji Petera w ogóle. Pozornie prosta i oczywista, ostatecznie wciąga niczym magma, m.in. dzięki wyjątkowo udanemu połączeniu motoryki i mistycznego, przy tym ciężkiego jak ołów klimatu. Epickość w całej krasie.
Los, jaki spotkał "Revelations", w pewnym sensie przypomina mi dzieje "Legion" Deicide. Mimo iż należy do najznamienitszych dokonań Vader, to przy okazji należy do kategorii "mało grane, mało puszczane". Owszem, na sztukach live często pojawia się "Epitaph", tak jak na koncertach (wtedy) satanistów Bentona lewitował "Dead But Dreaming", ale gdzie reszta? To już się nigdy nie zmieniło. Nie łudzę się, że dzięki temu tekstowi ktoś po tylu latach sięgnie po ten materiał, ale mam przynajmniej tę satysfakcję, że w jakiś tam sposób mogę złożyć hołd dobrej muzyce, która niezasłużenie minęła się z tłumem, lądując w świadomości ogólnej jako "kolejna z rzędu" - a taka na pewno nie jest.
1. "Epitaph (For Humanity)" (sł. Łukasz Szurmiński, muz. Piotr Wiwczarek) - 03:44
2. "The Nomad" (sł. Paweł Frelik, muz. Piotr Wiwczarek) - 03:51
3. "Wolftribe" (sł. Łukasz Szurmiński, muz. Piotr Wiwczarek) - 02:25
4. "Whisper" (sł. Łukasz Szurmiński, muz. Piotr Wiwczarek) - 03:27
5. "Traveler" (bonus POL) (sł. Łukasz Szurmiński, muz. Piotr Wiwczarek) - 2:06
6. "When Darkness Calls" (sł. Łukasz Szurmiński, muz. Piotr Wiwczarek) - 05:17
7. "Torch of War" (sł. Łukasz Szurmiński, muz. Piotr Wiwczarek) - 02:46
8. "The Code" (sł. Łukasz Szurmiński, muz. Piotr Wiwczarek) - 02:25
9. "Son Of Fire" (bonus EU) (sł. Piotr Wiwczarek, muz. Piotr Wiwczarek) - 02:09
10. "Lukewarm Race" (sł. Paweł Frelik, muz. Piotr Wiwczarek) - 02:27
11. "Revelation of Black Moses" (sł. Paweł Frelik, muz. Piotr Wiwczarek) - 07:06
12. "Reign Forever World" (bonus USA) (sł. Łukasz Szurmiński, muz. Piotr Wiwczarek) - 04:01
13. "Frozen Paths" (bonus USA) (sł. Łukasz Szurmiński, muz. Piotr Wiwczarek) - 02:13
14. "Privilege of the Gods" (bonus USA) (sł. Łukasz Szurmiński, muz. Piotr Wiwczarek) - 04:54
15. "As the Fallen Rise" (bonus JPN) (sł. Piotr Wiwczarek, muz. Piotr Wiwczarek)- 02:12
16. "Angel of Death" (bonus JPN) (cover Thin Lizzy) - 06:33
Materiały dotyczące zespołu
- Vader
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Behemoth "Demigod"
- autor: BadBlood
Decapitated "Carnival Is Forever"
- autor: Megakruk
Metallica "Master Of Puppets"
- autor: Tomasz Kwiatkowski
- autor: Qboot