- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Usurper "Cryptobeast"
Pomny krakowskiego występu Usurper u boku Cradle Of Filth przed pięciu laty, do nowego albumu Amerykanów, wtedy (choć nieco w innym niż obecny składzie) odzianych w kolce i tym podobne żelastwo, podchodziłem nieco sceptycznie. Jednak "Cryptobeast" stworzony przez zespół, którego początki sięgają aż roku 1992, szybko zatarł tamte mało pozytywne wrażenia, a moje nastawienie do tej formacji zmieniło się o 180 stopni.
Piąte wydawnictwo chicagowskiego Usurper ma w sobie niesamowitą i nieokiełznaną siłę. Amerykanie doskonale zdają sobie sprawę, czym powinna charakteryzować się porządna metalowa płyta i umiejętnie wykorzystują ową wiedzę na następcy "Twilight Dominion" (2003). "Cryptobeast" solidnie chłoszcze oldschoolowym black-thrashem z "przebojowymi" refrenami-hymnami ("Kill for Metal" i "Return Of the Werewolf" to absolutne hity) i "siłowymi" wokalami, czasami przypominającymi hardcore'owych krzykaczy. To mistrzowsko motoryczny, na wskroś klasyczny metalowy album, oprawiony typowymi elementami jak szybkie tempa, dynamiczne, agresywne riffy i miażdżące zwolnienia, który bez zbędnych ozdobników chamsko kopie w ryj. Na tej płycie nie ma miejsca na pitolenie, nastrojowe fragmenty (nie licząc "Ectoplasm"), rycerskie patatajki czy gotycką ckliwość - odarty z sentymentów Usurper w każdym riffie jest wściekły, szorstki i bezpośredni aż do bólu. Tak bezpośredni, że przy refrenie "Kill for Metal" jestem przekonany, że ta kapela faktycznie jest w stanie to zrobić...
Nowy album Amerykanów to blisko czterdzieści minut obłędnie heteroseksualnego metalu, osadzonego korzeniami w latach osiemdziesiątych. "Cryptobeast" jest jak spłodzony po suto zakrapianej popijawie nieślubny bękart Venom, Slayer i Motorhead, który kocha piekielną demolkę. Z tą płytą powinien zapoznać każdy szanujący się metalowy maniak z jajami, ale reszta niech się trzyma od niego z daleka. Kill for Metal!
Materiały dotyczące zespołu
- Usurper