- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Unsane "Blood Run"
Początki kapeli sięgają bardzo zamierzchłych czasów, bo roku 1988 ;) Wtedy w college'u poznali się panowie Spencer, Shore oraz pierwszy perkusista kapeli Charles Ondras. Udało im się zwrócić na siebie uwagę Treehouse Records i wkrótce w jej barwach wydali debiutancki singiel. Od tamtej pory zespół, pomimo pojawiających się trudności, a nawet tragedii (śmierć perkusisty w 1991 roku), stara się niszczyć narządy słuchu u możliwie jak największej ilości ludzi.
Zanim wezmę się do opisu muzyki, która znajduje się na najnowszej płycie Unsane, muszę zaznaczyć, że dokonam pewnego podziału: najpierw będzie o dźwiękach, które wydobywają się z instrumentów, a potem - parę zdań o wokalu. Muzykę określić trzeba jako mało wyszukaną i prostą: miarowa i konkretna gra perkusji, gitary i bas świetnie jadące dołami, nośne, chwytliwe i nieco brudne riffy. Średnie i wolne tempa, z rzadka przetykane jakimś ożywieniem. Ale jednak te proste dźwięki coś w sobie mają... Swój specyficzny klimat. Nieco dziwne brzmienie. Dawkę energii. I w sumie potrafią przykuć uwagę.
Niestety - i tu przechodzimy do punktu drugiego - wokal psuje ogólne wrażenie. Niby mocny, ale przy tym jakiś taki toporny, a dodatkowo dziwnie przesterowany. Zamiast dawki jadu i wściekłości - jest zamulający wrzask. Zamiast chęci rozerwania słuchacza na strzępy - jednostajny jazgot. Psuje to odbiór muzyki, irytuje i sprawia, że człowiek szuka na swojej wieży opcji "vocal on/off". A że oczywiście opcji takiej nie znajduje, to trzeba się męczyć z wokalnymi popisami Chrisa Spencera. Ech, wziąłby on poprzestał na darciu swoich sześciu gitarowych strun (co robi chwilami naprawdę znakomicie: posłuchajcie riffów w "Got It Down", "Release" czy świetnego motywu w "Killing Time"), zamiast drzeć gardło i w efekcie drzeć nerwy słuchaczom... Całe szczęście, że choć przeszkadza, nie udało mu się całkiem zmulić muzyki i na przykład takie "D Train" czy "Release" niezależnie od wokaliz robią bardzo dobre wrażenie.
Podsumowując: fajna, choć specyficzna muzyka, zepsuta nijakim wokalem. Jak ktoś ma opcję "vocal on/off", to jak najbardziej polecam :). Pozostałym również, o ile macie w miarę wysoką odporność na wyżej opisany typ wokalu.
PS. Ocena za całokształt 5, w 7 za muzykę, a 2 za wokal.
Materiały dotyczące zespołu
- Unsane