- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Umbra Et Imago "Machina Mundi"
Umbra Et Imago należy do nurtu zwanego gotyckim metalem, będącego połączeniem ciężkich brzmień z elektronicznymi. Muzyka zespołu tworzy specyficzny klimat, choć niektórym dokonania Niemców kojarzą się z inną niemiecką kapelą - Rammsteinem. Umbra Et Imago powstała w 1991 roku, a "Machina Mundi" jest piątą płytą w dorobku grupy. Kluczowa postać kapeli to Mozart - wokalista i lider, który nie dysponuje może zbyt oryginalnym głosem, ale jest obdarzony niesamowitą charyzmą. Na scenie to prawdziwy wulkan energii, o czym mieliśmy się okazję przekonać choćby na "Castle Party 2003".
"Machina Mundi" jest bardzo zróżnicowanym albumem. Zaczyna się mrocznym, niepokojącym "Intro", po którym następuje nieco rammsteinowy(!) "Erwachet" - Mozart wypluwa z siebie kolejne partie tekstu, a śpiewa dopiero w refrenie. "Es brennt die Sehnsucht" poprzedza piękny, indiański motyw, przewijający się potem przez cały kawałek, nadając tym samym piosence pewną łagodność, nostalgiczne brzmienie... Utwór tytułowy jest najbardziej "metalowy" - ciężki, ponury, toczący się do przodu jak walec. "Alles Schwarz" i "Milch" to najlepsze fragmenty płyty. Oba utwory są bardzo melodyjne i na pierwszy "rzut ucha" radosne, chociaż tekstowo daleko im do tego - "Alles Schwarz" opowiada o pustce, kłamstwach, o tym wszystkim, co "jest we mnie czarne". "Milch" zaprasza do erotycznych igraszek. Podobną tematykę ma "Gothic Ritual", wzbogacony jednoznacznymi jękami jakiejś niewiasty... "Księżyc świeci jasno jak przed wiekami, noc zjednoczyła nas jak dawniej..." - szepcze Mozart, zachęcając słuchacza do uczestnictwa w mrocznym, gotyckim rytuale. Nastrojowy początek szybko doprowadza do sedna: "pytam was, co jest nie w porządku z radością płci"?
"Der Kampf des Mannes" muzycznie może nieco irytować (przy pierwszych przesłuchaniach bywa nagminnie pomijany, co praktykowała również niżej podpisana), bo jest chyba najmniej melodyjny, a przy tym ostry, kanciasty. Trudno jednak wymagać pięknych brzmień, gdy tekst opowiada o bezwzględnej "walce mężczyzny o jego kobietę". Nie zmienia to jednak faktu, że Mozarta & Co. stać na więcej, o czym świadczą poprzednie perełki. Kawałek przypomina typową "zapchajdziurę", co niestety bywa częstym grzechem Umbry (przekonałam się o tym słuchając zarówno ich wcześniejszych, jak i późniejszych dokonań).
Zaskakuje ostatni utwór - "Mein Herz und meine Seele" - klasyczna miłosna ballada, rozpoczynająca się odgłosami bicia serca. Umbra Et Imago, mimo całej perwersyjnej otoczki, potrafi uraczyć słuchaczy także nastrojowymi melodiami... (na myśl przychodzi piękne "Wintertage" z płyty "Mystica Sexualis").
Wielu recenzentów zachwycało się anglojęzycznymi utworami - dla mnie są one zdecydowanie mniej udane niż reszta. Mozart dziwnie brzmi po angielsku, a w "Don't stop to learn" dodatkowo podśpiewuje jeszcze jakaś niewiasta. Muzycznie utwory są ciekawe, ale - przynajmniej mi - psują pozytywne wrażenie, jakie sprawia całość. O ile słabsze "Der Kampf des Mannes" wpasowuje się w klimat albumu, tak tutaj słuchacz ma wrażenie, że przy nagrywaniu płyty przyplątały się na nią dwa przypadkowe utwory.
"Machina Mundi" trudno nazwać dziełem epokowym, ale na pewno ma swój niepowtarzalny klimat. Dla mnie to najlepsze dokonanie Umbry - ze względu na muzyczną różnorodność, a zarazem najmniejszą liczbę wpadek w postaci kiepskich piosenek. Poznałam tę płytę kilka lat temu i do tej pory wracam do niej z przyjemnością. Ale jednak niezbyt często...