- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Ulver "Perdition City"
Niełatwo być fanem Ulvera. Bo gdy już zdąży się przyzwyczaić do dźwiękowej metamorfozy, proponowanej na płycie, kolejny krok tej grupy każe poznawać ją od nowa, prezentuje coś zupełnie odmiennego, nie mającego żadnych powiązań z przeszłością. Czasem aż trudno uwierzyć, że "Begtatt", "Kveldssanger" i "The Marriage of Heaven and Hell" to dzieła tego samego zespołu. Ale takie są fakty, Ulver wszak już od początku swego istnienia śmiało łamał wszelkie muzyczne zasady i bariery. Nikt nigdy nie był w stanie przewidzieć, jak zabrzmi na kolejnym albumie. Apogeum nieprzewidzialności osiągnął na przedostatniej już teraz płycie "The Marriage Of Heaven and Hell" (nie licząc epki "Metamorphosis"). Ta muzyka wyznaczyła nowe kierunki w świecie cięższych dźwięków, wyprzedzając jednocześnie epokę w której powstała. Jeśli jednak dźwiękowa interpretacja poematu Wiliamna Blacke'a dopiero stanie się inspiracją dla nowopowstałych zespołów, to co powiedzieć o "Perdition City"? Nawet nie znając zawartości w ciemno można powiedzieć, że Mistrz Garm kolejny raz wybiegł w tereny przyszłości, które inni odwiedzą dopiero za kilka lat...
Olbrzymie zaskoczenie, szok, nietuzinkowość, porażająca oryginalność... znajome określenia znowu ujawniają się podczas obcowania z nowym dziełem Ulvera. "Perdition City" to kolejny etap muzycznej abstrakcji, kolejny etap poszukiwań paranormalnych wrażeń i emocji. Porównania...? Granice...? Odniesienia do wcześniejszych dokonań... ? Brakuje odpowiedzi na te pytania, nie można przecież pisać o czymś, co nie istnieje. Ulver bezkompromisowo odcina się od przeszłości, nie nawiązuje ani do korzeni, ani do fenomenalnego "The Marriage Of Heaven And Hell". Choć to ostatnie dzieło może być pewnym wyznacznikiem tego, co słychać na "Perdition City" - chodzi o śmiałe operowanie samplami, loopami, o ambientowe tła... To jednak tylko instrumentalne podobieństwa - dźwiękowo te albumy to zupełnie inne obszary, zupełnie inne rejony niezbadanej przyszłości. "Perdition City" doskonale nadaje się jako podkład do jakiegoś surrealistycznego, mrocznego filmu. Zresztą podtytuł płyty "Music to an interior film" to sugeruje. Trudno ubrać w słowa emocje, jakich doznaje słuchacz podczas wędrówki przez ten świat. Jeszce trudniej zdefiniować dźwięki, które powoli wyłaniają się z tej płyty - raz leniwe, melancholijne, innym razem gwałtowne, wręcz apokaliptyczne. Już na poprzednim dziele Ulver wymknął się metalowym konwencjom, o ile jednak tam można było jeszcze doszukać się pewnych wątków tego nurtu, o tyle na "Perdition City" nie pozostało po nim żadnego śladu. W zamian zanurzymy się w elektronicznych otchłaniach, hipnotyzującej atmosferze, ambientalnych tłach. Do tego te doskonałe partie saksofonu w "Lost in Moments". I te delikatne wokale w "Porn Piece or the Scars of Cold Kisses". Można poważnie zastanawiać się czy to Garm. Wątpliwości za to rozwiewają się w utorze wieńczącym tę płytę "Nowhere / Catasthrope". Tu fenomenalny jak zwykle śpiew Mistrza nie pozostawia już żadnych złudzeń. Tym razem jednak głos Garma nie odgrywa zbyt ważnej roli - pojawia się sporadycznie. "Perdition City" w większości to muzyka instrumentalna, budująca ponure tło dla przyszłości, która niesie zagładę... Muzyka wymykająca się wszelkim klasyfikacjom, ramom, etykietkom.
Co tu dużo mówić - Garm kolejny raz nagrał znakomity krążek, który postokroć wyprzedza swoją epokę. Może nie łatwy w odbiorze, ale przecież w tym przypadku to nic nowego. Niektórzy nazywają Ulvera King Crimsonem XXI wieku. Hmm... coś w tym chyba jest, szczególnie gdy słucha się melancholijnych wokali w "Porn Piece or the Scars of Cold Kisses", genialnego saksofonu w "Lost in Moments" i przede wszystkim gdy do uszu leje się niesamowita gęstość dźwięków. Tak czy inaczej Norwedzy jeszcze przez długi czas będą wprowadzali w osłupienie swą porażająco oryginalną i odmienną od czegokolwiek porcją muzyki. Muzyki przez olbrzymie M.
Materiały dotyczące zespołu
- Ulver
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Arcturus "La Masquerade Infernale"
- autor: Ulver
- autor: szalony KaPelusznik
- autor: Margaret
Machine Head "The Blackening"
- autor: Mrozikos667
Anathema "Judgement"
- autor: Raf
- autor: Margaret
- autor: Adam "Tool" Ulecha
Burzum "Hvis Lyset Tar Oss"
- autor: Aranath
My Dying Bride "The Light at the end of the World"
- autor: Margaret
- autor: Miki(S)
- autor: Gollum