- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: UFO "The Visitor"
UFO kolejny raz przypomniało ludzkości o sobie, niechaj żaden z niedowiarków nie wątpi w jego istnienie. Każdy może sprawdzić, wystarczy przejść się do najbliższego sklepu muzycznego, gdzie 2 czerwca 2009 r. pojawił się dwudziesty album brytyjskiej hardrockowej grupy, zatytułowany "The Visitor". Składa się on z 10 utworów, ociekających klimatem z lat, kiedy to rock był w swej najlepszej kondycji. Czuć, że panowie nie obniżają lotów, grają z radością i prawdziwym rockowym pazurem.
Płytę otwiera "Saving me". Początek jest spokojny, gitarowy, w stylu southernrockowym, lecz po minucie rozkręca się w prawdziwe szaleństwo i od tej chwili można tylko dać się ponieść UFO - maszynie, tam gdzie tylko ma ochotę nas zabrać. Z pewnością będą to interesujące obszary, przynajmniej dla ucha. Drugi kawałek - "On The Waterfront" - spokojniejszy, z klawiszami w stylu Lynyrd Skynyrd czy Deep Purple, miły smaczek. Trzeci to jedna z bombek - czysty hard rock, zatytułowany "Hell driver", który na pewno sprawdzi się w głośnikach samochodu i na sali koncertowej. Następny to "Stop Breaking Down", którego gitarowy wstęp przypomina mi nieco piosenkę TSA "Kocica". To jeden ze spokojniejszych kawałków na płycie, obok "Can't Buy a Thrill" i "Forsaken". Panowie nie mają zamiaru usypiać nikogo wolniejszymi kompozycjami, dlatego fundują nam "Rock Ready" i "Living Proof" - można odnieść wrażenie, jakby się było w przydrożnym barze z pięknymi kobietami czującymi rocka, sączącymi whisky prosto z butelki. W "Villains & Thieves" upatruję znowu podobieństwo do TSA. Tym razem do charakterystycznego riffu z "Maratończyka" - mocna pozycja płyty. Ostatni numer to "Stranger In Town" i, jak przystało na ostatni utwór z listy, pozostawia uczucie niedosytu, które może być zaspokojone jedynie przez kolejne odtworzenie albumu.
"The Visitor" UFO przypomina o rockowych latach 70. i 80. Wrażenie to pojawia się od pierwszego tracka, wywołując szczery uśmiech na buzi fana starego rocka. Nie są to jakieś tam wypociny dziadków, którzy na siłę potrzebują udowodnić sobie, iż nadal jest w nich rock'n'roll. Wszystko brzmi świetnie - począwszy od genialnego, niezwykle przekonywującego wokalu Philla Mogga, który mimo sześćdziesiątki daje obłędnego czadu, po mistrzowskie gitarowe tło Vinniego Moora, klimatyczne klawisze Paula Raymonda i perkusję Danego Parkera. "The Visitor" może nie jest aż tak wielkim come backiem, jak w przypadku Heaven and Hell, ale z pewnością każdy szanujący się fan rocka powinien ją mieć w swojej kolekcji. To dobra płyta do słuchania w domu czy w samochodzie. Na pytanie, czy materiał z "The Visitor" zda egzamin koncertowy, będziemy mogli odpowiedzieć w Warszawie i we Wrocławiu w listopadzie 2009 r.
Materiały dotyczące zespołu
- UFO