- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: UFO "Mechanix"
Niby ten sam skład, co na poprzedniej "The Wild, The Willing And The Innocent", a jednak... No właśnie - "Mechanix" to płyta jakże różna, przede wszystkim znacznie słabsza od poprzedniczki, głównie za sprawą wyraźnej dominacji wesołych, chwytliwych "pioseneczek" o wątpliwej wartości artystycznej, choć być może sprzedających się nienajgorzej "masowym" odbiorcom. Trudno nie skojarzyć owej tendencji ze znacznie większą aktywnością kompozytorską w grupie klawiszowca Neila Cartera, który w tej roli na poprzednim albumie nie udzielał się ani trochę.
Zanim jedna przeżyjemy rozczarowanie, na początek wita nas myląco doskonały "The Writer" (godna uwagi jest tendencja UFOsów do umieszczania na początku albumu zazwyczaj najbardziej udanych kompozycji) - ciężki, rockowy, pełen potęgi brzmienia, powalający genialnym riffem kolejny przykład ufowskiego geniuszu. Niezłe wrażenie robi także następny utwór, przeróbka cochranowskiego rock'n'rolla "Something Else" - znów pełna ufowej dynamiki i czadu. Tak naprawdę jednak pozytywne wrażenie na płycie robi jeszcze jedynie szybki, dynamiczny "We Belong To The Night", choć już w nim widać ową "piosenkową" tendencję, oraz ewentualnie "You'll Get Love"...
Największym komercyjnym przebojem płyty okazał się jednak "Let It Rain" - słodziutka, chwytliwa pioseneczka (i to jest UFO?? eeee...). W dość podobnym, radosnym klimacie utrzymane są "Back Into My Life", kawałek jednak od poprzedniego bardziej udany, czy spokojniejsze "Doing It All For You". Reszta natomiast to pozbawione wyrazu, nieciekawe rockowe kompozycje, jak "Feel It", "Dreaming" oraz słabiutka, zalatująca tandetą ballada "Terri" - gdzież jej do takich "Try Me", "Belladonny" czy "Take It Or Leave It"...
Gdyby nie "The Writer", co więksi pesymiści mogliby spisać po tym albumie UFO na straty, nie oczekując po grupie już absolutnie nic dobrego. Jeden numer (czy nawet parę) nie ratuje jednak tej zdecydowanie nienadzwyczajnej płyty, płyty zespołu, który przyzwyczaił nas do porywających hitów, dynamiki, czadu, przeplatanych nastrojem, czasem mrocznym ciężarem, ale muzyki zawsze na wysokim poziomie, poza tym własnej, specyficznej i niepowtarzalnej. Odejście w kierunku modnych, radosnych piosenek mogło wystawić wiernych fanów na ciężką próbę, a przesycony podobnym stylem ówczesny muzyczny rynek raczej nie skłaniał ku nadziejom na pozyskanie nowych.
Materiały dotyczące zespołu
- UFO