- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: UFO "Lights Out"
Album "Lights Out" to zdecydowanie największe studyjne osiągnięcie artystyczne UFO. Zespół w pełni dopracował swój styl, wzbogacony o nowe elementy, które od poprzedniego albumu zdążyły dojrzeć i dostroić się do specyfiki muzyki grupy. W efekcie powstał album, na którym nie ma już słabych elementów, każdy utwór jest nieprzeciętny i zasługuje na uwagę. Aż szkoda, że znalazło się ich na płycie tylko osiem...
Na początek przebojowy "Too Hot To Handle" - aż dziw bierze, jak muzykom udaje się tworzyć wciąż tak porywające numery, kiedy normalnie pomysły na chwytliwy, rockowy hit powinny im się już dawno wyczerpać. Następny "Just Another Suicide" stanowi świetne nawiązanie do stylu The Who - bardzo "daltereyowska", krzykliwa interpretacja i linia melodyczna wokalu i ogólnie "who'owski" radosny klimat kawałka, na co może tytuł nie wskazywać.
Kolejny utwór to jedna z najpiękniejszych ballad w dorobku grupy, niesamowicie smutny "Try Me". Utwór przez większą część grany jest jedynie na fortepian i wokal, dopiero w końcówce pojawia się gitara. Schenker znowu daje popis, nie techniki, ale niezwykłego talentu do tworzenia pięknych melodii.
Jako czwarty mamy kolejny megahit grupy, galopujący, hałaśliwy "Lights Out" z niezwykle oryginalnym riffem i znowu genialną solówką Schenkera. Utwór wszedł na stałe do repertuaru koncertów UFO, jak zresztą połowa tego albumu. Kolejny "Getting Ready" to znowu typowy ufowski rocker, stanowiący preldium do znakomitej końcówki płyty...
Sporym zaskoczeniem może być ufowskie wykonanie coveru grupy Love - "Alone Again Or". Zabarwiona rockowym stylem ufosów wersja utworu robi wrażenie niemałe, zwłaszcza bogatą i ciekawą aranżacją, no i te niesamowite smyczki... Po tym kawałku przychodzi pora na jeden z najbardziej udanych przykładów tego wszystkiego, co w UFO genialne i niepowtarzalne. Niezwykle prosty, a jakże genialny riff "Electric Phase" (może tylko troszkę przypominający zeppelinowskie "Whole Lotta Love") przywodzi na myśl fenomen utworów w stylu "Doctor Doctor", no i znowu ten niesamowity wokal Mogga... Ileż melodii potrafi on ująć w tak monotonnym wydawałoby się sposobie śpiewania...
Prawdziwą bombę muzycy UFO zastawili nam jednak na sam koniec. Klasyk "Love To Love" zapisał się w historii grupy niewątpliwe i całkiem zasłużonie jako arcydzieło, jakiego ani wcześniej, ani potem grupa już nie stworzyła. Idealne wydaje się tu porównanie z purplowskim "Child In Time". W tym utworze jest wszystko - ekspresja, liryka, moc, szybkość, świetna aranżacja (chyba znać rękę Pete'a Waya), genialny wokal, gitara, klimat... Na pewno zwraca uwagę oryginalna budowa utworu - nastrojowa klawiszowa introdukcja szybko przechodzi w ciężki, instrumentalny fragment, który świetnym przejściem wchodzi w liryczną, balladkową część, potem całość powtarza się aż do dramatycznej końcówki z rozszalałą gitarową solówką Schenkera. Gratulacje panowie!
Płyta jest dziś biblią dla każdego fana UFO, dla rocka zaś jest na pewno milowym kamieniem. W latach siedemdziesiątych ugruntowała sukces UFO i przyniosła im zasłużoną chwałę. Każdemu jednak, kto pomyślałby, że była szczytem możliwości zespołu, który już nic lepszego czy choćby równie genialnego nie będzie w stanie zaoferować, polecam pewien album koncertowy...
Materiały dotyczące zespołu
- UFO