- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Tystnaden "Sham Of Perfection"
"Sham Of Perfection" to debiutancki album włoskiego zespołu Tystnaden, co w języku szwedzkim oznacza "cisza". Na płycie tej kapela prezentuje nam mariaż muzyki heavymetalowej z kobiecym wokalem, co - tym bardziej biorąc pod uwagę kraj pochodzenia muzyków, czyli Włochy - musi budzić skojarzenia z Lacuna Coil. I skojarzenie to jest w sumie dość zgodne z prawdą, przy czym Tystnaden na pewno gra mocniej i ciężej od LC, znacznie więcej wplata też do swojej muzyki różnych elektronicznych ozdobników. Bez dwóch zdań nie jest to więc bezmyślne klonowanie nutek, tym bardziej, że również głos wokalistki jest całkiem różny od śpiewu Cristiny Scabbia.
No właśnie, skoro mowa o wokalu... Pamiętam, że dawno temu, podczas pierwszego przesłuchania albumu "Operation: Mindcrime" zostałem zauroczony kapitalnym głosem Pameli Moore, która na tej płycie "odśpiewuje" rolę siostry Mary. Zawsze tylko się irytowałem, że jej wokaliz jest na tym albumie tak mało. Tamten niedosyt w jakiś sposób udało się zniwelować właśnie wokalistce Tystnaden, gdyż jej śpiew momentami bardzo przypomina właśnie panią Pamelę. Dotyczy to głównie maniery i sposobu śpiewania, ale jest słyszalne także jeśli chodzi o barwę, szczególnie, gdy Laura De Luca "wchodzi" na wyższe rejestry. Ale co najważniejsze - w tym głosie czuć miotaną emocjami duszę, wielką pasje oraz wspaniałą mieszankę ognia i delikatności. Po prostu czysta rewelacja i już sam ten wokal mógłby "udźwignąć" tę płytę. Na szczęście także pozostali członkowie zespołu wiele wnoszą do muzyki. Poza wokalem Laury od czasu do czasu pojawia się potężny growling z wyczuciem ubarwiający muzykę. Gitary wygrywają bardzo mocarne, surowe, dość ciężkie i gęste riffy, perkusja pędzi przed siebie aż miło, a wszystko ozdabia sybtelna elektronika.
Właściwie jedynym, do czego można się przeczepić, jest niespecjalna oryginalność prezentowanej muzyki. Ale ponieważ - jak już wspomniałem - zespół daje od siebie "małe co nieco", to nie razi to specjalnie. A nagrania takie jak "Munchausen Syndrome", "Tystnaden", "The Foolish Plan", "Hamlet" czy "Rewards" są fantastycznie zaśpiewane oraz mądrze skomponowane i w efekcie robią znakomite wrażenie. I oczywiście słucha się tego bardzo dobrze i myślę, że zespół ma wszystko, aby namieszać trochę w muzycznym światku...