- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Tristitia "The Last Grief"
A już myślałem, że Tristitia pogrążyła się w Szeolu zapomnianych kapel, które ładnie się zapowiadając, gdzieś po cichu uległy anihilacji. Miłą niespodziankę sprawił zespół, wydając nową płytę, tym bardziej, że jest to doom metal dobrej klasy i przede wszystkim naznaczony piętnem oryginalności.
Pojawił się nowy wokalista, poprzedni wprowadzał w utwory Tristitii pierwiastek niezamierzonej nudy, nowy śpiewak zaskakuje czystym, profesjonalnym, heavy metalowym wokalem, nieco kojarzącym się z Tonym Martinem. Utwór "Slaugteary" przynosi odrobię atmosfery "Headless Cross". Ponad połowę kompozycji na płycie stanowią utwory instrumentalne, są to przede wszystkim akustyczne, gitarowe, klasycyzujące interludia, które naprawdę ciekawie współgrają z metalową częścią albumu i tworzą uroczysty, elegancki nastrój całości. Gitarową warstwę albumu uzupełniają delikatne dźwięki klawiszy wprowadzające wiele przestrzeni.
Nowy wokalista otworzył w muzyce Tristitii, która nie jest aż tak odległa od tego, co zespół nagrywał na "Crucidiction" i "One With Darkness", nowe przestrzenie melodyczne - muzyka zyskała na finezji i pojawiła się w niej pewna lekkość. Oto przykład na to, jak jeden element modyfikuje całość. Ponadto zespół nie bał się wprowadzić do swojej muzyki partii solowych, które również ukierunkowały ją w stronę bardziej heavy metalową, a mniej "grobową", chociaż bez wątpienia "The Last Grief" albumem radosnym nie jest.