- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Tristania "Illumination"
Z Tristanią pierwszy raz zetknąłem się na koncercie słynnego Theriona, gdzie zespół był jednym z dwóch supportów. Wrażenia były na tyle pozytywne, że sięgnąłem po płyty kapeli i muszę przyznać, że się nie zawiodłem. Na wszystkich albumach zespół trzyma bowiem wysoki poziom kompozycji oraz udanie balansuje między subtelnością, klimatem i metalową energią. A już wydany w roku 2001 "World Of Glass" to album wręcz genialny i perfekcyjne wcielenie gotyckiego brzmienia. Jednak pomimo mojego pozytywnego nastawienia do "Illumination" muszę przyznać, że pierwsze wrażenia z jej odsłuchu były mało pozytywne. Coś tknęło mnie, żeby zabrać album w podróż samochodem i była to bardzo zła decyzja, gdyż kompletnie mnie nie "wzięło". Wręcz przeciwnie - czułem się wręcz nieco znużony odsłuchiwanym albumem. Były więc tylko dwie możliwości - (1) albo wydawnictwo jest do bani, albo (2) jest dobre, ale po prostu do słuchania w aucie się nie nadaje. Po spokojnym i wnikliwym zbadaniu sprawy w domu stwierdzam, że jest to zdecydowanie druga możliwość.
Nowy album może być sporym zaskoczeniem, gdyż mocno różni się on od poprzednich wydawnictw zespołu, pełnych ostrego brzmienia. Na "Widow's Weeds" i później na "Ashes" zespół sięgał przecież nawet do stylistyki black i deathmetalowej, do tego dochodziły ostre wokalizy Kjetila Ingebrethsena (a wcześniej Mortena Velanda), które dodawały muzyce wściekłości i drapieżności. Oczywiście dla równowagi zespół dokładał dużą ilość klimatycznych brzmień, akcentów folkowych, pięknych partii skrzypiec, a od pewnego momentu - także elektroniki, a cudny głos Vibeke znakomicie kontrastował z całością, ale jakby nie patrzeć muzyka Tristanii była pełna metalowej furii. Tymczasem nowy album jest bardzo zdecydowanym krokiem w stronę łagodniejszego, klimatycznego, chwilami wręczy hipnotyzującego grania, które fragmentami z ostrym metalowym wymiataniem niewiele ma wspólnego. Oczywiście poprzednie albumy też były "klimatyczne", ale tu mamy klimat zupełnie innego rodzaju, gdyż całość pachnie tu nastrojowymi brzmieniami w stylu Anathemy, późnych płyt The Gathering, a momentami nawet... Massive Attack (!). Na szczęście zmiana stylu nie obniżyła w żadnym stopniu poziomu muzyki - na "Illumination" jest po prostu inaczej, ale nie gorzej.
Po raz kolejny do wysokiej oceny albumu Tristanii przyczynili się wokaliści, co wcale nie musiało być takie oczywiste, gdy zabrakło Kjetila i jego gardłowych wrzasków. Jednak zarówno Vibeke jak i Osten stanęli na wysokości zadania. Ilość obu rodzajów wokali jest mniej więcej podobna i zarówno Osten - brzmiący mrocznie, nastrojowo i niepokojąco - jak i Vibeke ze swoją niezwykłą wszechstronnością i kapitalnym wyczuciem melodii są tu klasą samą dla siebie. Głosy świetnie się uzupełniają, jednocześnie ze sobą kontrastując - nie wiem, na ile było to zaplanowane, a na ile wyszło samo z siebie, ale wokale wręcz idealnie współgrają z muzyką i gdyby umieszczono tu deathowe wokalizy, to podobnie dobrego efektu raczej by nie osiągnięto.
Same nagrania uległy uproszczeniu i skróceniu - w średnio pięciominutowym czasie trwania zamknięto klasyczną, zwrotkowo-refrenową strukturę. W zestawieniu z poprzednimi płytami, nieco inaczej brzmią klawisze, które są bardziej schowane i raczej subtelnie wspomagają całe brzmienie niż przejmują pałeczkę i prowadzą całość. Mocniej uwypuklono bas, który chwilami bardzo fajnie "buczy", gitary natomiast są bardziej stonowane niż wcześniej, choć ciągle mają odpowiednią dawkę chropowatości i zadziorności. W sumie - choć jak już wspomniałem - nie ma tu partii tak ostrych, jak na wcześniejszych płytach, to całość nadal jest niezwykle sprytnie przygotowanym, ostro-delikatnym miksem. Obok łagodnych i subtelnych momentów ("Destination Departure", "Fate"), są fragmenty zadziorniejsze i mocniejsze ("Mercyside", "The Ravens"), raz niemal cały numer śpiewa Osten, a za chwilę pałeczkę przejmuje Vibeke, gdzie niegdzie pojawiają się zagrywki folkowe lub delikatna elektronika. Wszystko w takich proporcjach, jak trzeba. Nie obyło się wprawdzie na "Illumination" bez nieco słabszych momentów, które nie są wprawdzie złe, ale jednak odstają poziomem od reszty (niepotrzebnie przeciągnięty czasowo i mający nieprzekonującą melodykę "Deadlands" czy - pomimo niby ciekawej melodii - nieco pozbawione ikry "Fate"). Jednak na szczęście tej "reszty" jest tu zdecydowanie więcej i właśnie do tych najjaśniejszych momentów przechodząc... Na pewno trzeba tu zaliczyć mroczny, ciężki i motoryczny "Mercyside", zaśpiewany przez Ostena w niesamowicie "depresyjny" sposób. Na pewno cudownie smutne, pulsujące i pełne melancholii "Destination Departure", z fantastycznym wokalem Vibeke. Do tego utrzymane w nietypowym jak na tą płytę szybkim tempie "Sacrilege" z jeszcze bardziej nietypową jak na Tristanię melodyką, bardzo ciekawie skontrastowaną z gęstymi riffami gitar i klawiszowymi tłami. I jeszcze mroczne "The Ravens" z fantastycznym refrenem i niepokojące "Open Ground" z przepięknie wijącą się linią melodyczną.
W sumie nowy album Tristanii oceniam więc bardzo wysoko. "Beyond The Veil" i "World Of Glass" nie udało się przebić, ale odsłuch "Illumination" jest ze wszechmiar godny polecenia i to niekoniecznie fanom zespołu czy gotyku w ogóle. Miłe wrażenia psuje tylko świadomość, że Vibeke w szeregach zespołu już nie ma. Plaga jakaś, czy co? Nie tak dawno temu spięcia w Nightwish doprowadziły do zwolnienia Tarji, ostatnio The Gathering opuściła Anneke, a teraz z Tristanią rozstaje się Vibeke... Ech, pozostaje czekać co przyniosą te wszystkie roszady, a w międzyczasie - powrócić do nagranych wcześniej, wspaniałych albumów...