- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Tristania "Beyond The Veil"
W rok po udanym debiucie norweska Tristania powraca na "klimatyczną" scenę, by znów zawładnąć sercami bijącymi w rytm doomowo-gotyckich dźwięków. Zespołowi poniekąd udało się doprowadzić bardziej wrażliwego i zdołowanego słuchacza do stanu euforii. Mimo że "Widow's Weeds" nie był odkrywczym i zbyt oryginalnym albumem, to jednak tętniło w nim samoistne życie, szczerość, natchnienie, lament. A poza tym ktoś musiał kontynuować historię, którą zaczął Theatre Of Tragedy na "Velvet Darkness the Fear".
"Beyond the Veil" zdaje się być naturalnym rozwinięciem pomysłów zawartych na debiucie. Zespół jednak nie zatrzymał się w martwym punkcie i nie skserował "Widow's Weeds". Obecnie jakby nieco mniej w tych dźwiękach surowości, czuć, że "Beyond the Veil" starano się dopracować i dopieścić do granic możliwości (oczywiście wszystko w ramach wyznaczonego stylu). Muzyka nie brzmi już tak ociężale i walcowato. Z drugiej jednak strony Tristanii nie można zarzucić pójścia na łatwiznę i zmierzania w stronę komercji. Kompozycje są bardzo rozbudowane, praktycznie przez cały czas coś w nich iskrzy, coś się dzieje. Tym razem grupa nieco odważniej wykorzystała potęgę symfoniki. Więcej jest też chóralnych nawoływań, patosu, uduchowienia. Wbrew obowiązującej ostatnio modzie, Morten nie zrezygnował z growlingu. Zresztą partie wokalne na tym albumie zostały skonstruowane niezwykle ciekawie - poza wspomnianym "growlem" pojawiają się też "zaśpiewy" typowe dla blacku, jest też czysty męski głos i obowiązkowo czarujący sopran Vibeke. Cała ta wokalna otoczka znakomicie współgra z dźwiękami tworzonymi przez intrumenty. Także muzyka nierzadko zaskakuje swą różnorodnością i spójnością. I nie zawsze trzyma się klasycznych metalowo-gotyckich reguł (między innymi ten fakt w jakimś stopniu wyróżnia Tristanię z prężnego zalewu tego typu produkcji). Czasem zapachnie tu folkiem, innym razem deathem, blackiem (fragmenty "Heretique" do złudzenia przypominają mi jeden kawałek Cradle of Filth) lub po prostu klasycznym heavy metalem. Albo te cudowne fortepianowe popisy utrzymane, trochę w stylu dziewiętnastowiecznych romantyków ("Symbelmyne", "Angina"), czy też delikatne smyki wplecione w brzmienie ciężkich gitar (wspaniały "A Sequel of Decay")... Wrażliwość, głębia, urzekające melodie, podniosły nastrój... Dokładnie to samo, co przyciągało na debiucie. Tu jednak wydaje się jeszcze bardziej niesamowite, porażające i piękne. Dobrze, że istnieją jeszcze grupy, które mimo niezaprzeczalnych inspiracji potrafią stworzyć coś swojego, absolutnie niezwykłego i magicznego. Tristania kolejny raz wyszła z tego zadania obronną ręką.
"Beyond the Veil" to doskonałe rozwinięcie koncepcji z debiutu. Płyty słucha się z zapartym tchem. Przy takich dziełach nie sposób zapomnieć o początkach doom metalu. O czasach, kiedy surowość kontrastowała z pięknem, a growling z dziewiczym śpiewem.