- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Travellers "A Journey Into The Sun Within"
Wojciech Szadkowski, niespokojny duch polskiej sceny rocka progresywnego, wciąż poszukuje. Ale czy na pewno? Może to niezbyt dobre określenie, bo ja ze swej strony wyczuwam, że on już odnalazł kierunek, w którym ma zamiar zmierzać. Lecz jego niesamowity talent do tworzenia melodii oraz harmonicznych dźwięków powoduje, że co jakiś czas pojawia się w nowym projekcie muzycznym. Collage to już legenda polskiego rocka, ale to były lata dziewięćdziesiąte ubiegłego wieku. Później udane wejście prawie do tej samej rzeki, czyli formacja Satelitte (2000 - 2009) i jej wyśmienite cztery krążki. Dalej mamy ekipę Peter Pan z jednym albumem. Jeszcze nie tak dawno słyszeliśmy jego nową kapelę Strawberry Fields z kompaktem "River Gone Dry". Wreszcie ostatnie wydawnictwo, które ukazało się w marcu 2011, firmowane nazwą Travellers. Dwa ostatnie muzyczne wcielenia artysty związane są z wokalistką Martą Kniewską, występującą pod pseudonimem Robin. Także istotnym faktem jest to, iż oprócz Collage wszystkie inne projekty nie stanowią zamkniętego rozdziału i w każdej chwili mogą być kontynuowane. Świadczy to o niesamowitej wszechstronności tego kompozytora, twórcy tekstów i instrumentalisty.
Ta płyta miała być zatytułowana "Magic" w nawiązaniu do pierwotnego pomysłu, aby nazwać zespół Magicians. Jednak ostało się na Travellers i tytule związanym z podróżą "A Journey Into The Sun Within". Tylko sześć kompozycji. Pierwszy, długi utwór: "Magic" i już na samym początku jest magicznie, bo klawiszowe dzwonki jako tło wokalu Robin przypominają jeden z tematów z "Incantations" (Czary i Zaklęcia) Oldfielda. Wokalistka śpiewa jakby półgłosem. Muzyka w tym kawałku płynie i dopiero gdzieś w środkowych fragmentach trochę przyśpiesza i wyostrza się za sprawą gitarowych, zakręconych partii. Ale w końcowej części następuje powrót do czarownych klimatów. Kolejny numer, czyli "Letters To God", ma wolne tempo, ale wkradają się też do niego dynamiczne momenty z pełnym brzmieniem fraz gitarowo - klawiszowych (kłania się chwilami Steve Hackett Band).
Najkrótszym utworem, bo trwającym niespełna pięć minut, jest jednostajny i nastrojowy, szeptany "Dreaming". Najmniej ciekawa jest piosenka "I Dream Softy", gdzie mamy stopniowanie dynamiki i rytmu. Robin śpiewa w niej prawie pełnym głosem. Nagranie "I See The Light" rozpoczyna piękny temat na klawiszach wydłużony o solówkę gitary, a potem dopiero wyłaniają się nakładane wokale. Zresztą gitara jeszcze fantastycznie powraca wraz ze śpiewem Robin ("Round, round, round...") po raz drugi i trzeci. Najlepszą pozycją jest ostatnia, najdłuższa, blisko trzynastominutowa kompozycja "The Sun". Gitarowy początek zniewala, a wyszeptana przez wokalistkę melodia natychmiast pozostaje w pamięci. Dalej, trochę jakby tanecznie i elektronicznie, a rytm perkusji przywołuje klimaty etno. Wszystko łączone jest niczym klamrą solówkami gitary lub klawiszy.
Bardzo dobra płyta. Zawarty na niej materiał jest melodyjny, a jednocześnie jednolity i brzmi dostojnie oraz wyraziście. Partie poszczególnych instrumentów stanowią przykład doskonałej współpracy i wzajemnego uzupełniania. Wykonawcy prezentują profesjonalny warsztat, kobiecy wokal oraz sekcja rytmiczna sprowadzają nas w dotychczas nieodwiedzane przez Wojtka Szadkowskiego muzyczne rejony, powiązane z etnicznymi brzmieniami. Do tego dochodzi lekko przybrudzona barwa gitary i mamy kolejny, zupełnie inny od poprzednich projekt. Trzeba mieć otwartą głowę, aby nie wpadać w schematy, lecz tworzyć zawsze coś nowego, innego. Autorem całego materiału oraz tekstów jest lider ekipy. Natomiast w czterech propozycjach słowa pisane były wspólnie z wokalistką. Tylko... to nie jest wcale łatwa muzyka. Warto jednak sprawdzić na własne ucho.
z mojej strony także wyrazy uznania- choćby za relacje z koncertów: a jest tego trochę. w tym roku czyt. z zapartym tchem m.in. rogera watersa, ino-rock czy 10 urodz. riverside
Jest mnóstwo kapel które pod swoją nazwą wydają różnorodne stylistycznie albumy. Ale ok, ich wybór. Tylko moim zdaniem powinni się skupić na jednym zespole, a nie rozmieniać na drobne.