- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Tower "The Swan Princess"
12.11 - koncert Bruce'a Dickinsona w Warszawie. Byłam na nim, ale... wcale nie o byłym wokaliście Iron Maiden chcę mówić! Oczywiście nie odmawiam mu należnej chwały, bo to on był gwiazdą wieczoru ;) ale zespół, który supportował jego występ, zauroczył mnie do tego stopnia, że następnego dnia po koncercie kupiłam sobie ich płytę.
Cóż można powiedzieć. Z tego co wiem Tower jest debiutantem na naszej scenie (jeśli się mylę, proszę o informację). Grają gotycko, mrocznie i bardzo ciężko. Granie w przeważającej części idealne do headbandziku (który zresztą uwielbiam). Gdybyście zobaczyli tych wszystkich ludzi, którzy przyszli na Dickinsona i zwariowali przy Tower...! Wyobraźcie sobie, że przeważająca część pióraczy machała łbami tak, że mało sobie karku nie poskręcali ;)))
Maksymalny, powolny growling świetnie pasuje do bardzo melodyjnego i ciężkiego podkładu, uzupełnionego sporą, lecz niezbyt natrętną dawką klawiszy i różnych innych instrumentów. Co prawda trudno jest zrozumieć wokalistę, śpiewającego w dodatku po angielsku, ale tu pomocna jest książeczka ze wszystkimi textami i ich tłumaczeniem (chociaż muszę powiedzieć, że zespół niezbyt przyłożył się do zadbania o poprawność gramatyczną angielskich liryk...). Całość nagrana jest bardzo profesjonalnie. Brzmienie jest bardzo dobre, chociaż, na płycie brzmią nieco mniej ciężko niż na żywo. Ale i tak uważam, że muzyka jest zajebista.
Dark Room
Bardzo długie, a nawet przydługie intro, wprowadza nastrój tajemniczości a nawet grozy. Gdy doczekamy się w końcu gitarowego wejścia, odczuwamy pewien zawód... że tak lekko. Ale to tylko przez chwilę, bo potem dają czadu! Niesamowicie podoba mi się refren do tego kawałka.
The Swan Princess
Klawiszowe intro. Dość wysokie tony przypominające dzwonki. W tym utworze są niesamowite riffy. Tylko klawisze mogłyby być trochę mniej nachalne...
Magic Nights
O rany, jak usłyszałam ten kawałek to wymiękłam. Intro to muzyka średniowieczna - fleciki, dzwonki, smyczki... Ogólnie - zagrane podobnie do Theriona. W to wszystko nagle wpada gitara elektryczna i całość wytwarza tak niesamowity klimat, że moznaby tego słuchać i słuchać. Utwór jest totalnie folkowy, mnie bardzo odpowiada kontrast wokalu i skrzypiec.
Shadows
Przytłaczające intro... zupełnie jakby siedziało się w lochu (yeah, kocham takie klimaty!) i wyjebista nisko nastrojona gitara. Bardzo przygnębiający i piekielnie ciężki kawałek ze zmianami tempa.
My Lovely Princess
Bardzo spokojny, instrumentalny utwór bez żadnych przesterów, za to z dużą ilością klawiszy i fletem. Również stylizowany na muzykę średniowieczną.
Victim
Dramatyczny, z zabójczym intrem i świetnie dopasowaną gitarą. Trochę folku i genialny podkład gitarowy.
Secret Land
Intro znów spokojne i akustyczne potem szybciej i elektryczniej. Damski wokal (właściwie tylko melodia, bo słów nie jestem w stanie zrozumieć).
Vampire
Ciekawe zestawienie pianina z perkusją na początek. Tempo niezauważalnie przyspiesza, by pod koniec znów zwolnić. Ciężki bas wygrywający bardzo ciekawą melodię.
Night Of Sin
Wstęp jak z arii operowej. Potem żeńskie wokale wplecione w growling (brzmi to bardzo ciekawie). W ogóle diabelnie ciężki kawałek (polecam).
Scarlet
Totalne zaskoczenie. Klawesyn z basem?! Extra!! Chociaż... po jakimś czasie ma się dosyć, bo utwór dość monotonny choć ciekawie zaranżowany.
The Edge Of Heaven
Śpiew ptaków, szum drzew i delikatne gitarowe dźwięki... melodyjny męski wokal. Brzmi smutno i tęsknie. Bardzo piękny utwór.
Silent Fall
Na początku przypomina muzykę Grzegorza Turnau (sic!), potem Enyę... z fortepianem i skrzypcami... sorry, ale to nie jest metal! Takie jest pierwsze wrażenie. Ale to tylko bardzo długie intro, a potem... yeah! Czad! I znowu maksymalny growling z dość szybką gitarą. W środku enyowaty przerywnik i znowu czad. Genialne zakończenie - bardzo melodyjne, spokojne i ciężkie.
Ogólnie płyta wytwarza niesamowity klimat. Wchodzi jak ambrozja (ktoś wie jak smakuje ambrozja???) i można jej słuchać na okrągło. Muszę powiedzieć, że chłopaki odwalili kawał dobrej roboty!
Materiały dotyczące zespołu
- Tower