- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Tool "Lateralus"
Na nową płytę grupy Tool czekaliśmy z utęsknieniem cztery lata. Ostatnia "Aenima" zdążyła nam się już osłuchać i znudzić. Tym bardziej wielkie zainteresowanie wzbudził uboczny projekt Mynarda Jamesa Keenana pod nazwą A Perfect Circle, który jak do tej pory może się poszczycić jedną, ale za to jakże wartościową płytą "Mer De Noms". A Perfect Circle tak na prawdę (dla mnie) nie różni się zbytnio od pierwszych dokonań Tool. Ten sam wokal, podobny bas, gitara... No, ale zawsze to coś innego i nie mi tu osądzać...
Powiem wprost: "Lateralus", najnowsze dziecko Tool, powala od pierwszego przesłuchania. Powala tak, że aż trudno podnieść się z podłogi. Jest niczym rozkrzyczany bachor. Wiecznie głodny i bez końca wydzierający swoją mordkę.
Płytę rozpoczyna "The Grudge" - chyba najlepszy kawałek na początek, choć ja mam swój inny typ, ale o tym później... W "The Grudge" najbardziej zaskakuje wstęp. Keenan śpiewa, tak jakby go przepuścili przez maszynkę do mielenia mięsa. W ogóle nie wiadomo, kto i co... Dopiero po krótkiej chwili dociera do nas właściwa barwa jego głosu. Od pierwszej sekundy wiadomo z kim mamy do czynienia. Wszystko, co typowe jest dla Toola, ma tu swoje ujście: barwa głosu, bas, gitara, bębny... Dla mnie "The Grudge" to jakby jakiś protest. Mam wrażenie, że komuś się nieźle obrywa. Keenan krzyczy, jak oszalały. Tego jeszcze nie było...
"Eon Blue Apocalypse" mógłby spokojnie rozpocząć jakiś nigdy nie nagrany utwór Metalliki. Średnio wysokie solo gitarowe we wstępie - wydaje mi się, że gdzieś je słyszałem, ale może się mylę. Tak, na pewno się mylę.
Skomlenie - chyba tylko w ten sposób można określić "Patient". Chwila wytchnienia po pierwszej dawce czadu. Zaczyna się wolniutko, ale tylko przez chwilę. Refren znacznie ostrzejszy niż reszta piosenki. Im dalej, tym szybciej i ostrzej. Pod koniec moc muzyki spada na nas, jak grom z jasnego nieba. Chwila spokoju zostaje gwałtownie przerwana walką o przetrwanie. Keenan szepce "Be patient", lecz pozostali muzycy efektywnie mu w tym przeszkadzają. "Mantrę" możemy ominąć.
Singlowy "Schism" ukazuje nam pewien schemat. Już po pierwszym przesłuchaniu można sobie uzmysłowić, że większość utworów została skomponowana w stylu: wolno i cicho - szybko i głośno - wszystko w jednym i tak na przemian. Utwór wydaje mi się jakby był stworzony dla potrzeb restauracji orientalnej, niekoniecznie chińskiej. Trochę z innej epoki...
Pierwsze pięć utworów nie przykuwa uwagi, tak bardzo jak następne dwa. A może jeden? "Parabol" i "Parabola" stanowią niby całość, choć na krążku zostały umieszczone jako dwa osobne fragmenty. Niby ten sam tekst i melodia, ale w sumie to coś innego. W pierwszym ogarnia nas charakterystyczny dla zespołu niepokój i atmosfera napięcia. Nie wiemy co za chwilę nastąpi. Keenan bawi się głosem, dając tym naszej wyobraźni szerokie pole do popisu. "...pain is an illusion..." i już jesteśmy w "Paraboli". Napisałem, że te dwa utwory to praktycznie jeden, ale tu dopiero widzimy różnicę. Jeżeli mam bawić się w proroka, napiszę, że to może być hit na miarę "Prison Sex" albo "Aenemy". Ostro, surowo, głośno i krzykliwie. Riff Adama Jonesa zapewne wielu z Was pozostanie na długo w głowach. Świetnie zagrana solówka. Widać, że muzycy Toola wspaniale bawią się tym, co robią. Co tu więcej mówić? Trzeba posłuchać...
Kolejny czad na płycie to "Ticks and Leeches". Perkusja, jakiej nigdy dotąd nie było nam dane usłyszeć na wcześniejszych płytach Toola. To chyba największy atut tego utworu, jeżeli pominiemy przeraźliwy krzyk Keenana "Suck and suuuuuuuuuuck". Właśnie takiego wydzierania się brakowało mi na poprzednich prezentacjach grupy. Krzyk miesza się tu z szeptem znamiennym tylko dla tego wokalisty.
"Lateralis" zaskakuje nas pięknym, prostym riffem. Bardzo ciepły utwór, o ile w ogóle mogę napisać, że utwory Toola zawierają choć odrobinę dodatniej temperatury. Potęga kawałka rośnie z sekundy na sekundę. Z upływem czasu do Jonesa dołączają pozostali muzycy i w 15 sekundzie pierwszej minuty następuje eksplozja. Wybuch instrumentów nie pozwala nawet na chwilę oderwać się od słuchania. Nowością może okazać się tu sposób, w jaki Keenan podaje nam tekst. Brzmi to mniej więcej jak wyliczanka "ene, due..."...
Na koniec płyty składają się trzy kawałki, nie licząc ostatniego, który na te miano chyba nie zasługuje. Utwór numer dziesięć: "Dispositio" został tu wciśnięty chyba na siłę. Nie jest zły, ale w pewnym momencie można poczuć przesyt schematyzmu, o którym pisałem wcześniej. "Reflection" i "Triad" są dla mnie wspaniałym zakończeniem. Ten pierwszy, gdyby nie dziwny śpiew, prawdopodobnie mógłby zostać określony mianem instrumentalnego. To właśnie instrumenty stanowią jego trzon. Głos wokalisty - o ile należy do niego - zszedł tu na drugi plan. "Triad" jest już pełnokrwistym instrumenatalem. Zero śpiewu, tylko muza. Jaka muza??? A to trzeba usłyszeć... Na koniec powiem jedno: generalnie czad.
Małe podsumowanie: płyta trwa 75 minut i za pierwszym razem zlewa się w jedną całość. Troszkę za długa, ale (jak znam życie), gdyby miała 45 minut, ludzie narzekaliby, że za krótka. Cieszę się, że nie ma tu zbyt wielu dziwnych przerywników, które zespół zafundował nam na poprzedniej płycie. Rozumiem tę formę ekspresji (chyba), ale wolę jeżeli płytę od początku do końca wypełnia muzyka. Poza "Eon Blue Apocalypse", "Mantrą" i ostatnim "Faaip De Oiad" nic nam więcej nie przeszkadza. Tylko my, fajka i Tool..... i tak przez prawie półtorej godziny...
P.S. Koncerty w Warszawie i Krakowie zapewne będą wspaniałe. Być może nie będzie mi dane doświadczyć żadnego z nich, ale nic to: Roskilde Festival mi to wynagrodzi... Już za trzy tygodnie.
No offense ale komunikujesz jasno, że po prostu nie znasz zespołu, pozatym bardzo kiepsko piszesz. To zdecydowanie najgorsza recenzja tej płyty jaką widziałem, pasowała by do bravo albo popcornu, nie zaś do serwisu poświęconego muzyce metalowej. Gratuluję gustu, cieszę się, że słuchasz tego wspaniałego zespołu, jednak proszę Cię o odrobinę obiektywizmu i autorefleksji - nie pisz więcej recenzji...
ręce upier***ć przy samej d**ie za takie bzdetne refleksje. ja rozumiem, że się może nie podobać, że pasować nie może, ale pisać pierdoły o Tool, że rzekomo "wolno i cicho, szybko i głośno"??? przecież te utwory się rozwijają przez cały czas! trzeba być głuchym, żeby tego nie słyszeć!
Materiały dotyczące zespołu
- Tool
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
A Perfect Circle "Mer de Noms"
- autor: Ra
System of a Down "System of a Down"
- autor: Louis
- autor: Jacek R.