- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Tommy Talamanca "Na Zapad"
Przyznam, że ciekawość mnie zaczęła gryźć, gdy pojawiły się wieści o powstaniu projektu Nufutic, w którym współdziałają Tommy Talamanca i Jeroen Paul Thesseling (do niedawna basista Pestilence czy Obscura). Czekam i czekam na jakieś owoce tej współpracy, aż tu wychodzi solowa płyta pierwszego z nich. Tommy zebrał niektóre pomysły powstałe na przestrzeni kilkunastu lat, a niepasujące do twórczości jego macierzystego zespołu - metalowego Sadist - i opracował je w 36 minut ciekawej muzyki.
Mimo że "Na Zapad" jest pierwszym solowym albumem gitarzysty, to nie jest równocześnie czymś w rodzaju dyplomu z wymiatania. Talamanca nagrał sam prawie wszystkie instrumenty (jest tego trochę) i do wszystkich podszedł z odpowiednią pieczołowitością. Skoncentrował się głównie na stwarzaniu atmosfery. Przykładem niech będzie numer zatytułowany "Syn-Ballein". Jego początek może budzić skojarzenie, że będzie to coś w rodzaju "Midnight Express" - popisowego kawałka Nuno Bettencourta z grupy Extreme, ale nic z tych rzeczy. Tommy nigdzie się nie śpieszy, z nikim się nie ściga. Pakuje słuchacza do pociągu, wcale nie byle jakiego (dopieszczone brzmienie), i roztacza frapujący dźwiękowy krajobraz. Nie tylko w tym utworze słychać dojrzałość autora i wykonawcy jednocześnie. Świetnie spisuje się także perkusista Emiliano Olcese, szczególnie w niesamowitym utworze "NBB".
Na tej płycie Tommy Talamanca w jakimś stopniu przypomina amerykańskiego gitarzystę Ala Di Meolę. Nie chodzi tu tylko o fusionowe wpływy czy łączenie brzmienia instrumentów akustycznych i elektrycznych, ale również ciągotki w stronę folku z miejsc dla siebie odległych. Ten folk nie ma korzennego charakteru. Jest bardziej skierowany na tzw. world music. Cięższy riff też się czasem przytrafi (np. w "Arevelk' - Arevmutk'"). Znajdzie się nawet coś jak muzyka z filmu szpiegowskiego (w utworze "Wala"). Stricte filmowy jest cover tematu z horroru Johna Carpentera "W paszczy szaleństwa", który miał premierę w 1995 roku. Czy wersja Tommy'ego jest lepsza od oryginalnej? Na pewno nie gorsza. Skoro już przy filmach jesteśmy, to trzeba nadmienić, że teledysk (z serii: rzut oka na pracę w studiu nagraniowym) zrobiono do kawałka "Vostok", który płytę otwiera.
Muzyka zawarta na albumie "Na Zapad" przypadnie do gustu słuchaczom lubiącym nieoczywiste i nieszablonowe rozwiązania. Co jednak charakterystyczne dla tych dźwięków, wcale nie chodzi tu o szokowanie czy wstrząsanie słuchaczem. W nawiązaniu do okładki można stwierdzić, że słuchanie tej płyty to coś jak obserwowanie górskiej rzeki z okna pociągu toczącego się ze zmienną prędkością po torach, nie zaś pływanie w samej rzece, której nurt zdradliwym jest. Polecam ten album wszystkim, którzy lubią około progrockowe klimaty i chcą się, choć na chwilę, poczuć jakby wyjechali gdzieś daleko.
P.S. Tytuł płyty oznacza po rosyjsku "Na Zachód", ale pisany jest alfabetem łacińskim. Wewnątrz znajdziemy jednak zdanie pisane cyrylicą, a także cytat z pewnego niemieckiego filozofa w oryginale. Do tego część informacji napisana została po włosku, a część po angielsku. Żeby było jeszcze weselej, to przy niektórych tytułach są podpisy w językach, zdaje się, ormiańskim i gruzińskim. Czyli niezłe językowe czad bigos komando.