- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Toadeater "Bit To Ewigen Daogen"
Nie jestem jedyny, który ma problem z rozszyfrowaniem tożsamości niemieckiego trio Toadeater. Z drugiej strony sądzę, że nie ma to większego znaczenia, ponieważ to, co zespół proponował do tej pory, stojąc okrakiem pomiędzy crustem a black metalem, równie dobrze mógłby nagrać w zupełnie innym składzie niż "Bit To Ewigen Daogen". Ewolucja od środowiska mimo wszystko zakorzenionego w hardcore'owej estetyce wprost do niemal podręcznikowego, współczesnego blackmetalowego bagna, to rzecz wcale nie tak często spotykana. Prawda jest jednak jedna i wspólna również dla zespołów z naszego podwórka - czarny metal to obecnie najlepsze dźwięki, wbrew pozorom niezwykle pojemne gatunkowo i gotowe na wszelkiej maści eksperymenty, dzięki którym można się wybić. Za zespół o takim potencjale, aby wkroczyć na szerokie wody dużych magazynów muzycznych i liczących się wytwórni, uznaję bohaterów tego tekstu, uzbrojonych w swój drugi album. Wróżę im aplauz nie tylko w podziemiu i na internetowych kanałach publikujących black metal, ale też w postaci lokaty na już ukazujących się listach najlepszych płyt tego roku.
Sieć nieco niefortunnie klasyfikuje Toadeater jako post-black. Ta łatka ma zastosowanie do wszystkich zespołów, które wypłynęły z wód innego, mocno ukształtowanego gatunku, na rubieże, gdzie stykają możliwie jak najdalsze od siebie nurty. Pytanie jednak, czy faktycznie mamy tu do czynienia z elementami jasno wskazującymi na "post"? Owszem, melodii jest sporo, fragmentów na oddech nie mniej jak intensywnych blastów, ale mimo wszystko to dość prostolinijny (ale w żadnym wypadku wtórny) łomot, mający swoje zarówno duszne, wciągające momenty o niemal doommetalowym charakterze, co z drugiej - dla przeciwwagi (choćby w "Returning The Crown") - fragmenty przybliżające zespół bardziej do naszej Mgły niż Deafheaven. W tym wypadku byłbym ostrożny i pozostał przy samym black metalu.
Panowie zresztą nie odżegnują się od typowych dla black metalu tematów w swoich tekstach, choć za motyw przewodni całego jestestwa Toadeater uznać można wyobcowanie, oderwanie od natury, rozważania na płaszczyźnie egzystencjalnej, zmierzające do wniosku o zmierzchu cywilizacji. Ten bardzo podatny na dylematy grunt pasuje do trio jak ulał i nie wyobrażam sobie, aby ten depresyjny klimat miał się w przyszłości ulotnić.