zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

recenzja: Tiamat "A Deeper Kind Of Slumber"

8.06.1997  autor: Tiamat
okładka płyty
Nazwa zespołu: Tiamat
Tytuł płyty: "A Deeper Kind Of Slumber"
Utwory: cold seed; teonanacatl; trilion zillion centipedes; the desolate one; atlantis as as a lover; alternation x 10; four leary biscuits; only in my tears it lasts; the whores of babylon; kite; phantasma de luxe; moyt marilyn; a deeper kind of slubmer
Wykonawcy: Lars Skold; Anders Iwers; Thomas Petersson; Johan Edlund
Wydawcy: Century Media Records
Premiera: 1997
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 6

Właściwie nie miałem kupować tej płyty. Po tym, co usłyszałem na Metalmanii, uznałem, ze Tiamat kończy się dla mnie na "Wildhoney". Ale w końcu przeważył sentyment, no i fakt, że miałem kasę. Kupiłem. Po pierwszym przesłuchaniu stwierdziłem, że 16 zł poszło w błoto. Płyta mi się nie podobała, w porównaniu do "Clouds" była beznadziejna. Nie załamałem się jednak i mężnie przesłuchiwałem ją jeszcze parę razy. O dziwo znalazłem kilka jaśniejszych stron.

Całość zaczyna "Cold Seed", promowany wcześniej w mediach. Spokojny początek, a później wejście ostrej gitary, która robi wrażenie klimatu techno. Na szczęście tylko robi wrażenie. Później "Teonanacatl", utwór w którym słyszałem dawne Tiamat, jeszcze z "Wildhoney". Bardzo dobry wokal (może nawet chóralny śpiew) i powolny rytm tworzą naprawdę ciekawy klimat. Niestety dwa kolejne utwory: "Trilion Zillion Centipedes" i "The Desolate One" to już techno. Nie słychać gitary, całość opleciona jest przez powolny, denerwujący rytm. Wokal sprowadzony do postaci szeptu jest chyba najlepszą stroną tego utworu, ale i tak to najgorszy kawałek na płycie. Po tych dyskotekowych klimatach usłyszałem szum morza. Tiamat lubi takie odgłosy natury i to jest też zapowiedź bardzo dobrej, nastrojowej ballady. Choć podobieństwo nie jest wielkie, to "Atlantis As A Lover" od razu skojarzyło mi się z "Do You Dream Of Me". W tym utworze widać (a raczej słychać) fascynacje Pink Floyd. Po zakończeniu piosenki szum morza nie ustaje - zostajemy przeniesieni do kolejnego "Alternation X 10". Podobny klimat, choć nieco ostrzejszy refren i przepiękna gitara. Johana zainteresowały też orientalne klimaty, czego wyrazem jest "Four Laery Biscuits". Na szczęście nie słychać tam tradycyjnych orientalnych instrumentów ani zaśpiewów, ale wrażenie jest dość mocne, choć niezbyt pozytywne. Następne dwa utwory: "Only In My Tears It Lasts" i "Whores Of Babylon" to znowu techno, techno, techno i brak powiązania z metalem. I o ile w "Only ..." rytm ten slychać tylko gdzieś w tle, to w "Whores..." jest już na pierwszym planie i nie bardzo jest do zniesienia. Później mamy kolejne uspokojenie i śliczną (inne słowo mi się po prostu nie nasuwa) balladkę instrumentalną "Kite". Cóż, na jakiejś płycie Clahhad zrobiłaby duże wrażenie, bardzo nastrojowa ze wspaniałym brzmieniem klawiszy, ale do ogólnego klimaty płyty jakoś mi nie pasuje. Potem usłyszałem nareszcie coś bardzo znajomego. Pamiętacie "ptaszki", którymi zaczyna się "Wildhoney"? Też tu są. Rozpoczynają dwa zdecydowanie najlepsze utwory płyty: "Phantasma de Luxe" i "Mount Marilyn". Niby nie są niczym specjalnie wspaniałym, ale po kilkukrotnym przesłuchaniu płyty uznałem, że kupno jej nie jest błędem. I bardzo dużą rolę odegrały w tym właśnie te utwory. Wreszcie nie słyszę techno tylko napięty, chrapliwy wokal Edlunda, gitarę w tle i głęboki rytm perkusji oraz basu. I na koniec tytułowe "A Deeper Kind Of Slumber". Niezły utwór w stylu Depeche Mode i J-M. Jarre (serio), ale jak na końcówkę i "sztandar" płyty zdecydowanie za słaby.

To tyle, jeśli chodzi o "analizę". Wrażenia po "A Deeper..." są mieszane. Na pewno nie spodoba się osobom, które z twórczości Tiamat uznają tylko "The Astral Sleep" i "Sumerian Cry". Jest po prostu inna. Nie jest taka tragiczna, jak się by wydawało na początku, ma swoje dobre strony. Jedno jest pewne - nie jest to ich najlepsza płyta. Ale też nie można powiedzieć, ze Edlund odwrócił się całkiem od metalu i powędrował w strone techno. Gdyby nie dwa utwory "The Desolate One" i "Only...", można by powiedzieć, że to po prostu bardzo lekki i melodyjny doom, może coś w stylu Anathemy i ich "Eternity". Gdyby...

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Tiamat "A Deeper Kind Of Slumber"
Marcin Kutera (wyślij pw), 2013-03-02 14:35:49 | odpowiedz | zgłoś
Miguel milczy, choć pogrywał sporadzycznie, po 2007 kiedy to Nerve wyjechał do Anglii za chlebem i za praca jaka mu się marzyła.
re: Tiamat "A Deeper Kind Of Slumber"
pik (gość, IP: 79.163.45.*), 2013-03-02 21:11:12 | odpowiedz | zgłoś
no nerve69 to parwda, lider tejże grupy. zgadzam się słychać też christian death, joy division w ich twórczosci a ja nawet słyszę type o negative w jednym kawałku (bodajże over horizon czy coś takiego) szczeg. wokal brzmi jak peter steele. ha widziałem nawet miguela w wawie 5 lat temu w takiej norze co nazywa się no mercy i sparwiali wrażenie fajnych kolesi. naprawde wyjątkowy band. nie wiem tylko czy bardziej doceniany za granicą niż w polsce.
re: Tiamat "A Deeper Kind Of Slumber"
Marcin Kutera (wyślij pw), 2013-03-03 15:58:17 | odpowiedz | zgłoś
też wtedy byłem w No Mercy, ale to nie nora (pomimo, ze na taką wygląda), bo to zawsze kultowe miejsce koncertowe było w Warszawie, wczesniej nazywało się Kotły, później No mercy (przez jakiś czas prowadził to Hajdasz z Homo Twist) a teraz chyba ponownie Kotły.

Poza tym grały tam super bandy: Angels of Light (projekt Giry ze Swans), Jarboe (niegdyś przecież w duecie z Girą w Swans), The Vanishing z genialną Jessie Evans, a nawet XIII. stoleti.
Ogólnie to był niszowy klub, nie wiem jak teraz, gdyż byłem 3 lata temu jak jeszcze klub nosił nazwę No Mercy
re: Tiamat "A Deeper Kind Of Slumber"
pik (gość, IP: 79.163.45.*), 2013-03-02 21:27:11 | odpowiedz | zgłoś
mógłby wrócić już z tej anglii..
9/10
pik (gość, IP: 79.163.40.*), 2012-11-19 13:44:54 | odpowiedz | zgłoś
jak dla mnie, bardzo dobra płytka, już bez tzw. pierdolniecia, ale posiadający fajny zimny, z lekka psychodeliczny klimat
heh
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2012-11-18 08:41:30 | odpowiedz | zgłoś
zajebiste czasy "16 zeta" - właśnie wczoraj wydałem na podróż do sklepu po smalec na cebuli i bochen razowego ze łzami hehe. Klimat podobny do tej płyty, która jest.....bardzo fajna. Chyba jako jedyny w czasie jej premiery nie obraziłem się na Johana. Dla mnie super!
re: heh
Nekromantikk (gość, IP: 82.139.161.*), 2012-11-19 08:17:05 | odpowiedz | zgłoś
Drogi Kruku, nie byłeś jedyny w żadnym wypadku:) Mnie również ta płyta od początku bardzo gładko wchodzi i jest w trójcy ulubionych Tiamatów. Co prawda był to spory zaskok, ale Johan od początku takowy zapowiadał. A muza jest genialna.
3
Starsze »

Oceń płytę:

Aktualna ocena (362 głosy):

 
 
78%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

- Tiamat

Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje

Type O Negative "October Rust"
- autor: Margaret

Metallica "...And Justice For All"
- autor: Didejek

Moonspell "Under Satanae"
- autor: Cemetary Slut

Anathema "Alternative 4"
- autor: szalony KaPelusznik
- autor: mentos

Samael "Passage"
- autor: rick
- autor: Do diabła

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?