- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Thy Disease "Devilish Act Of Creation"
O Thy Disease zrobiło się głośno za sprawą coveru Madonny, który wspiął się nawet na drugie miejsce "Wirtualnej Zgniłej Dziesiątki". Teraz mamy możliwość obcować z pełnometrażowym wydawnictwem tego zespołu, reprezentującego sobą agresywny death-black metal z odrobinką symfoniki, z pogranicza stylów takich twórców jak Emperor, Dimmu Borgir, czy Behemoth, ale doszukałem się też wpływów Kinga Diamonda (riff otwierający "Art Of Decadence").
Od razu daje się zauważyć kilka niewątpliwych zalet tego albumu, do których zaliczyć można profesjonalnie wykonaną wkładkę, dobre, klarowne brzmienie i niemałe umiejętności techniczne muzyków, a także prawdziwego perkusistę, którego wcześniej w zespole brakowało. Trochę gorzej jest z kompozycjami, które są zbyt schematyczne i monotonne, generalnie, wiele do gatunku nie wnoszą. Płyta jest zbyt mało różnorodna, a utwory niezbyt rozbudowane, co prędzej, czy później, prowadzi do znużenia słuchacza. Oczywiście znajduje się na tym wydawnictwie sławetne "Frozen" z repertuaru Madonny, ale, moim zdaniem, nie jest to żadna rewelacja - aranżacja ogranicza się właściwie do zagęszczenia rytmu, co robi z tego utworu jakby remix. Cóż, fanem Madonny nigdy nie byłem, więc na sentyment mnie nie wezmą. :)
"Devilish Act Of Creation" to płyta na porządnym poziomie, solidne blackowe granie, które wielu fanom gatunku niewątpliwie się spodoba. Mnie jednak brakuje w tym nieco polotu i nowatorskich pomysłów.