- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Therion "Vovin"
4 maja w roku cyrkla i kielni (a może i nie) tj. 1998 stałem się szczęśliwym posiadaczem digipacka "Vovin" - najnowszego dzieła kapeli pod tytułem Therion. Jak to zwykle bywa, pierwsze chwile "odsłuchu" były napędzane krążącą w krwiobiegu adrenaliną, która co rusz dawała czadu po tętnicach i kopała mnie w serduszko. Znaczy się bicie serca zagłuszało melodię (prawie). Po pierwszym odsłuchu uczucia były jak najbardziej mieszane. Bo czyż nie jest prawdą, gdy się ulubionej kapeli płytę dostrzeże i po dwu sekundowym odsłuchaniu na miejscu zakupu - zakupi, to wierzy się, iż będzie to coś takiego... coś takiego... że... że trudno wyrazić w mowie ojczystej, a co dopiero zapisać! Ale...
Po drugim i kolejnym, i kolejnym odsłuchu, muzyczny krajobraz albumu nieco się rozjaśnia. Przede wszystkim ewolucja Theriona poszła w kierunku (prawie) całkowitej rezygnacji z wokaliz prowadzących (np. nie usłyszymy już Johnssona). Utwory na "Vovin" są okraszone przepięknymi chórami, czasami usłyszeć można solistę czy solistkę (tu ciekawostka dla fanów Dreams of Sanity - udziela się tu Martina Hornbacker). I... niestety brak wokali prowadzących (vide "Theli" i Johnsson oraz Swano, czy "A'arab..", czy wcześniejsze produkcje) daje się we znaki. Jedyny wokal "metalowy" pojawia się w dynamicznym "The Wild Hunt" - piękne wstawki "classic heavy vocal", w wykonaniu Ralfa Scheepersa z Primal Fear (przypomina trochę Dickinsona i tego kolesia z pierwszej płyty Helloween (Kai Hansen - red.)). Można by rzec, że przez ten zabieg, utwór od razu wpada w ucho, jest taką perełką wśród therionowej symfonii.
Od strony brzmienia "Vovin" broni się. Brzmienie jest fantastyczne! Odpowiednio ciężkie gitary (choć czasem zbaczają w stronę zagrań klasycznego heavy) i od razu wiemy z jakiego nurtu wywodzi się Therion. Mocne utwory tej płyty, poza wyżej wymienionym, to "Wine of Aluqah" (delikatny (piano + smyczki) początek, a potem samo miodzio!), "Eye of Shiva" (lekko wschodni początek, a potem nostalgicznie), "The Opening" (każdy, kto lubi smyczkowe pasaże z towarzyszeniem gitar, będzie zachwycony) oraz "Raven of Dispersion" (trudno to porównać do wcześniejszych utworów Therion, ogólnie brzmi jak skrzyżowanie Theriona z Dreams of Sanity).
Podsumowując, "Vovin" nie stanie się punktem zwrotnym w karierze grupy, tak jak miało to miejsce w przypadku "Theli", natomiast jasno pokazuje w jakie sfery muzyczne jeszcze bardziej zagłębi się Johnsson i spółka. "Vovin" jest albumem bardzo dobrym. Ma w sobie coś, co zmusza do słuchania go na okrągło, praktycznie bez przerwy.
Wyszukuj Wac pozytywne recenzje kiepskich płyt, to będziemy je miażdżyć.
Materiały dotyczące zespołu
- Therion
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Marilyn Manson "Mechanical Animals"
- autor: Kornik
Slipknot "Iowa"
- autor: kaRel
The Offspring "Ixnay on the hombre"
- autor: Mary SAy
Nine Inch Nails "The Fragile"
- autor: Kornik
- autor: Baton
Serj Tankian "Elect The Dead"
- autor: flanel
A therionek słitaśny jest ze swoim kiczowatym stylem. Kiedyś zasłuchiwałam się teraz sentyment mam, ale trzeba mieć świadomość co to jest za muza. Gitarowa operetka. Melodyjne, do potupania, dla bab choć mój chłop też lubi. Muzyka klasyczna od dawna miała duży wpływ na metal, a ten siwy z Theriona ładnie pożenił operetkę z metalem i otworzył drogę dla melodyjnego defmetalu. Można nie lubić, ale mieszać z błotem nie wypada, tfardziele.