zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku poniedziałek, 25 listopada 2024

recenzja: Them Crooked Vultures "Them Crooked Vultures"

7.01.2010  autor: Przemek Bizoń
okładka płyty
Nazwa zespołu: Them Crooked Vultures
Tytuł płyty: "Them Crooked Vultures"
Utwory: Elephants; New Fang; Scumabag Blues; Dead End Friends; Bandoliers; Mind Eraser; Gunman; Daffodils; Interlude With Ludes; Caligulove; Warsaw; Nobodys Loves Me
Wykonawcy: Josh Homme - gitara, wokal; John Paul Jones - gitara basowa, instrumenty klawiszowe; Dave Grohl - instrumenty perkusyjne; Alain Johannes - gitara
Wydawcy: RCA
Premiera: 2009
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 6

Jones, Grohl, Homme. Nazwiska znane każdemu entuzjaście muzyki. Pierwszy - basista i klawiszowiec legendarnej grupy Led Zeppelin, drugi - perkusista pionierów muzyki grunge - Nirvany, a poza tym wokalista i gitarzysta Foo Fighters, trzeci zaś to ikona sceny stoner rockowej - gitarzysta Kyuss, wokalista i gitarzysta Queens Of The Stone Age oraz perkusista Eagles Of Death Metal.

Ci muzycy postanowili połączyć swe siły i pod szyldem Them Crooked Vultures nagrać wspólnie płytę. Wszystko zaczęło się od plotek, regularnie podsycanych przez osoby blisko związane z zespołem, m.in. przez Brody Dalle (narzeczona Josha Homme'a, założycielka The Distillers i Spinerette). Zewsząd pojawiały się różne doniesienia na temat współpracy Jonesa, Homme'a i Grohla. Jedni uznawali to za pewne informacje, inni zaś nie wierzyli i pozostawiali temat w sferze marzeń fanów. Koniec końców płyta w końcu się ukazała i pozostawiła ogromne pole do polemik, sporów i dociekań o co tak naprawdę Them Crooked Vultures chodziło.

Bo czegóż można było się spodziewać po takich indywidualnościach, które spotykają się w jednym studiu i nagrywają razem muzykę? Odpowiedź jest prosta. Wszyscy oczekiwali materiału wbijającego w fotel, wywracającego wnętrzności do góry nogami. Czegoś, co we współczesnej muzyce rockowej wyznaczy zupełnie nowe kierunki i podejmie proces eksploracji terytoriów nieznanych dotąd gitarom, basom i perkusjom. W końcu na jednej scenie staneły de facto trzy pokolenia. Każdy z panów w swej dyskografii ocierał się o różne stylistyki. Więc synteza gatunków była tu nieunikniona i przez fanów z niecierpliwością wyczekiwana. Co tak naprawdę dostajemy?

Otóż dzieło Them Crooked Vultures śmiało można nazwać, z całym szacunkiem do Jonesa i Grohla, "solowym" projektem Josha Homme'a. Na pierwszy "rzut ucha" słychać, że rudowłosy jegomość miał bardzo znaczący wpływ na twórczość Them Crooked Vultures. Ta niesamowicie charyzmatyczna postać była w stanie narzucić swą wolę nawet takiej legendzie, jaką jest John Paul Jones. Wszystkie utwory są utrzymane w stylistyce Queens Of The Stone Age. Z pewnościa natchniona gra Jonesa na basie dodaje muzyce pikanterii, tak samo jak nieprawdopodobna rytmiczność Dave'a Grohla. Całokształt pozostawia jednak ogromny niedosyt. Są utwory, które bezspornie zapadają w pamięć, ale podobnie jest w przypadku przesłuchiwania każdej kolejnej płyty QOTSA. Tutaj analogia do poprzedniej kapeli Homme'a nie wystarcza. Spodziewałem się ewidentnych wpływów stoner rocka, odrobiny brudnej odmiany muzyki rodem z Seattle, a także krzty klasycznego rockowego grania. Dostaję album bez fajerwerków, bez mieszaniny stylów, bez pazura. Ot, przyjemna płyta. Bardzo dobry "Scumbag Blues" - z dosyć połamanym rytmem, melodyjny, singlowy "New Fang", znośne "Dead End Friends". Reszta nie zawodzi, ale nie daje też niezapomnianych przeżyć i doznań.

Czuję się nieswojo słuchając tej płyty. Gdzieś już to wszystko słyszałem i wcale nie brakowało mi Johna Paula Jonesa ani Dave'a Grohla. Po prostu krążek został zdominowany przez jednego artystę. Narzucił bezceremonialnie reszcie kapeli swoją wizję, co u odbiorców wywołuje mieszane odczucia. Sądzę, że płyta "Them Crooked Vultures" to jednorazowy wyczyn i nie ma co czekać na kolejne wydawnictwo. Choć może wówczas usłyszelibyśmy Led Zeppelin revival, co na pewno ucieszyłoby niejedno ucho.

Komentarze
Dodaj komentarz »
...
tjarb (wyślij pw), 2010-01-10 11:10:49 | odpowiedz | zgłoś
Raju. Podziwiam Cie za to, ze dales rade ten album przesluchac do konca. Ja sobie odpuscilem.
hm.
Anoda.
Anoda. (wyślij pw), 2010-01-09 14:54:48 | odpowiedz | zgłoś
czyżby drogi recenzent celowo pominął fakt, że Dave Grohl swego czasu grał i nagrywał z QOTSA ? ;) wątpię, żeby Homme go zdominował, jakkolwiek to brzmi. ;)
u mnie płyta ma 8 z plusem.
8/10
Gumirez (gość, IP: 79.185.143.*), 2010-01-09 10:37:43 | odpowiedz | zgłoś
Problem w tym drogi recenzencie, że z Joshem nie gra ani Kurt Cobain ani Jimmi Page. Chyba wiele osób spodziewało się Bóg wie czego, tylko nie zwróciło uwagi na nazwiska a nazwy zespołów. To nie jest kapela LedZeppRvanaStone. Czemu tu się dziwić, że płyta zdominowana przez Homme'a? Gra w niej na gitarze i do tego śpiewa to chyba wystarczający powód, żeby odcisnąć znaczne piętno na stylu muzyki.Do tego Grohl zagrał na całej płycie Songs For The Deaf QOTSA, więc dołożył swoje. Przy całym szacunku do sekcji rytmicznej, Ci Panowie zawsze stali w cieniu. Paul Jones w cieniu Page'a i Planta, Grohl Kurta. A płyta świetna. Czy zespół nazywa się Them Crooked Vultures czy QOTSA to sprawa drugorzędna. Jeśli ktoś się spodziewał nowoczesnego stonergrungowego Zeppelin to niech dalej buja w obłokach ;-)
9+/10
Tomaszekk (gość, IP: 80.240.175.*), 2010-01-08 16:29:51 | odpowiedz | zgłoś
dla mnie jest to niekwestionowany (obok Alice in chains) rockowy album roku... Zauważylem, że sporo osób nie podziela mojego zachwytu, ale widze po komentarzach, że nie brakuje i zwolenników albumu. Nie bylo lekko.. mnie od pierwszego razu nie zaczarowało, zwlaszcza poczatek plyty mozolny.. w tej chwili nie potrafie się nim nie bawić. Wg. mnie bardzo zróżnicowana (wbrew pozorom) , rewelacyjna rockowa płyta, jest sporo momentów zapadających w pamięci, nie potrafię nie jarać sie teraz Caligulove, Dead End Friends, Bandoliers, Warsaw.. ale w zasadzie uwazam, że na tym albumie każdy kawałek ma swoj charakter i jest naprawde fajny.
Them Crooked Vultures
matMA (gość, IP: 83.30.174.*), 2010-01-08 12:10:40 | odpowiedz | zgłoś
Moim zdaniem płyta rewelacyjna i właśnie w odróżnieniu od autora recenzji gdy pierwszy raz ja usłyszałem byłem zszokowany połączeniem stylów i brzmienia pokoleń. Muzyka na niej zawarta to te trzy nazwiska które ją tworzą nie widzę żadnego zdominowania charakterem QOTSA a słysze niesamowite połączenie brudu delikatności i chaosu. Naprawde piękna płyta
TCV
Emwuel (gość, IP: 80.55.207.*), 2010-01-08 08:05:41 | odpowiedz | zgłoś
Warsaw jest znakomity, dla mnie najlepszy dowód na wspólną wypadkową trzech Indywidualności. Wystarczy posłuchac gitary basowej i bębnów aby się przekonać kto tu nadaje rytm.
Drogi Recenzencie
eljot (gość, IP: 89.79.26.*), 2010-01-07 16:40:15 | odpowiedz | zgłoś
Bardzo trudno mi sie zgodzić z opinią na temat tej płyty wygłoszoną w tej recenzji.
Płyta moim zdaniem ma wiele, bardzo wiele zalet. Są tu kawałki które, swoim stylem żywo przypominają rocka rodem z lat 70 (wpływ Jones'a!) jak choćby Interlude with Ludes. Oprócz Scumabga czy New Fang spokojnie mamy na tej płycie jeszcze z 4 szybkie, żywe i energiczne kawałki m.in Mind Eraser, No Chaser z świetnym przebojowym refrenem. Twierdzenie zaś, że Homme zdominował płytę wydają sie absurdalne. W końcu to on został wybrany by grać na gitarze i śpiewać, a równie dobrze mogli sie wspólnie zdecydować na Grohla. Zapewne taki był zamysł twórców TCV.
Badźmy poza tym szczerzy, czego by nie zrobili to byliby porównywani albo do Kyuss, Queensów lub mówiono by im, że ich muzykę zdominował grunge'owy rodowód Grohla. Z całym też szacunkiem dla Jones'a, jednego z moich ulubionych basistów, ale czego by nie grał nie liczyłbym na jakis wielki wkład w całosciowe brzmienie ich (czyt. TCV) muzyki. To jest świetny basista, który bardzo dobrze zagrał to co powinno być zgrane w porządnej kapeli rockowej. Moim zdaniem płyta ta powinna najmniej dostać 8/10. W moim prywatnym zestawieniu śmiało może konkurować o tytuł najlepszej płyty Anno Domini 2009
Rozczrowanie
robi (gość, IP: 80.50.235.*), 2010-01-07 10:32:44 | odpowiedz | zgłoś
Największe rozczarowanie roku. Nie twierdzę, że płyta jest słaba. Jest całkiem dobra, ale po takich muzykach można było się spodziewać czegoś dużo lepszego. Mam wrażenie, że potencjał Johna Paul Jonesa nie został wykorzystany. Chyba faktycznie Rudzielec zdominował tę płytę.
Brzmi to jak kolejna płyta Qotsa tyle, że najgorsza... Idę posłuchać Songs For The Deaf.
Zupełnie nie zgadzam się z autorem recenzji.
Jaok (gość, IP: 217.67.202.*), 2010-01-07 09:39:47 | odpowiedz | zgłoś
Zupełnie nie zgadzam się z autorem recenzji. Jak dla mnie płyta jakiej nie było już dawno. Muzyka w sumie wymagająca, nie są to przyjemne melodyjki wpadające w ucho za pierwszym wysłuchaniem bo chyba na to liczył autor recenzji, ale jak dla mnie jest to plus, za każdym razem słucha mi się tego materiału z większą przyjemnością. Nie wydaje mi się też, że jest zdominowana przez Josha Homme, słychać, że lider QOTSA miał tu dużo do powiedzenia, ale jest to "inna bajka" niż to co prezentuje jego macierzysta kapela. No cóż, radzę nie sugerować się opinią autora recenzji i posłuchać samemu.
2
Starsze »

Oceń płytę:

Aktualna ocena (204 głosy):

 
 
52%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje

Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk

Slayer "World Painted Blood"
- autor: Megakruk

Alice In Chains "Black Gives Way To Blue"
- autor: don Corpseone
- autor: Paweł Filipczyk

Behemoth "Evangelion"
- autor: Megakruk
- autor: Kępol

Hawkwind "Astounding Sounds, Amazing Music"
- autor: Tomasz Pastuch

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?