zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku sobota, 11 stycznia 2025

recenzja: Theatre Of Tragedy "Aegis"

12.07.1999  autor: Kornik
okładka płyty
Nazwa zespołu: Theatre Of Tragedy
Tytuł płyty: "Aegis"
Utwory: Cassandra; Lorelei; Angelique; Aoede; Siren; Samantha; Venus; Poppaea; Bacchante
Wykonawcy: Raymond L. Rohonyi - wokal; Liv Kristine Espenaes - wokal; Tommy Olson - gitara, programowanie; Frank Claussen - gitara; Elrik T. Saltro - gitara basowa; Hein Frode Hansen - instrumenty perkusyjne; Lorentz Aspen - syntezatory
Wydawcy: Massacre Records, Morbid Noizz
Premiera: 1998
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

Piękna została, bestia zdechła. Tyle chciałoby się rzec po przesłuchaniu ostatniego wydawnictwa Theatre of Tragedy, zatytułowanego "Aégis". Norwegowie poszli w ślady wielu innych zespołów im podobnych (Moonspell, Tiamat) i postanowili nadać nowego wymiaru swojej muzyce, zmieniając nieco prezentowany styl.

Już po kilku pierwszych minutach z "Aégis" można się zdrowo rozczarować. Raymond całkowicie zrezygnował ze swojego diabelskiego growlingu - niemal wszystkie męskie partie wokalne na płycie to zwykły śpiew. Początkowo myślałem nawet, że teksty zapodaje jakiś inny człowiek, ale szybki wgląd we wkładkę rozwiał te wątpliwości. Nieco inaczej rozwiązano też wokale żeńskie. Liv wyraźnie wyszła z cienia Raymonda i w wielu utworach to właśnie ona gra pierwsze skrzypce, swoim pięknym śpiewem budując atmosferę poszczególnych utworów. Biorąc pod uwagę, że znacznie zmniejszono udział gitar na całej płycie, oboje wokaliści nie muszą się specjalnie wysilać, żeby być słyszalni.

Muzyka, jaką karmi nas nowy Theatre, to zdecydowany ukłon w stronę gotyku. Wszystko prezentuje się nieco łagodniej, wszystko też łatwo wpada w ucho (nęci mnie żeby użyć stwierdzenia, że to nie utwory, ale zwykłe piosenki). Na szczęście norwegowie nie zapomnieli o tym, co najważniejsze w ich muzyce, czyli klimacie. Naprawdę jestem pełen podziwu łatwości, z jaką muzycy tworzą tak porywające pieśni. Wystarczy przez chwilę posłuchać "Angelique" ten refren!) albo końcówki "Bachhante" (z growlowymi wstawkami Raymonda), aby stwierdzić, że w dziedzinie budowania klimatu Theatre of Tragedy nie ma sobie równych.

Większość utworów zawartych na płycie, to czystej wody hity. Przypuszczam, że ktoś, kto nie słuchał poprzednich wydawnictw Theatre of Tragedy i nie będzie miał uprzedzeń z powodu zmiany wokalu Raymonda, już po pierwszym przesłuchaniu pokocha ten album. U mnie proces akceptacji trwał kilka tygodni, ale w końcu i ja dałem się przekonać. Wam radzę to samo, ta płyta jest tego warta.

Komentarze
Dodaj komentarz »