- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: The Waterboys "Universal Hall"
Wodne Chłopaki to grupa w Polsce jako tako znana, ale nie dorobili się jakiegoś szczególnego statusu, mimo że grają rocka nasączonego, dość popularnym u nas, celtyckim folkiem. "Universal Hall" to ósmy długograj w bogatej dyskografii zespołu. Album ten jest bodaj najłagodniejszym i najbardziej "pozytywnym", jaki The Waterboys nagrali.
Lider formacji - Mike Scott - scharakteryzował utwory z albumu "Universal Hall" jako "piosenki wypełnione światłem". Określenie to świetnie pasuje do większości kompozycji z tej płyty, ale nie do wszystkich. Sporo mroku jest w piosence "Seek The Light", od której bije elektroniczny chłód nieco w stylu Depeche Mode z okresu "Ultra". Ma to jednak sens, bo pasuje do wymowy tekstu. Brzmieniowo zachmurzony jest także "E.B.O.L" z kroczącym, stanowczym rytmem i kapitalnymi barwami instrumentów klawiszowych. Pozostałe piosenki to już ciepluchne, podnoszące na duchu numery. Różnią się jednak miedzy sobą. Niektóre są bardziej kameralne za sprawą skromnego instrumentarium z gitarą akustyczną lub fortepianem w roli głównej. W innych słyszymy już całkiem sporo instrumentów. Często są to różne perkusjonalia. Pojawia się nawet didjeridoo (rodzaj aborygeńskiego fletu). Jednak szczególnie wyróżnić należy skrzypce i grającego na nich Steve'a Wickhama, który wykonał świetną robotę. Nie gra jak wynajęty do studia skrzypek z jakiejś orkiestry symfonicznej. Bardziej jak rasowy muzyk folkowy - celtycki bluesman.
Te proste piosenki, które zawarto na "Universal Hall", intrygują przede wszystkim dzięki wokaliście. Mike śpiewa z niesamowitą pasją. Nie krzyczy, ale jest w tym siła. Czasami prawie szepcze, w taki sposób, jakby chciał koniecznie coś przekazać słuchaczowi, ale nie budząc nikogo w pobliżu. To indywidualne traktowanie odbiory robi spore wrażenie np. w piosence "Always Dancing, Never Getting Tired". Bywa też, że w głosie Mike'a kryje się jakiś odcień smutku ("The Christ In You", "E.B.O.L").
Na "Universal Hall" piosenki są wypełnione światłem nie tylko ze względu na charakter muzyki, ale także za sprawą tekstów. Wiele z liryków zostało tak napisanych, że można je traktować jako piosenki religijne albo miłosne. Tekst do "E.B.O.L" jest tego przykładem:
"you are an eternal being of love
you are the light of the world".
Te dwa wersy stanowią cały tekst utworu. Niektóre inne liryki to również bardzo lakoniczne wypowiedzi, które - dzięki wielokrotnemu powtarzaniu tych samych fraz i transowej rytmice - nabierają mantrowego charakteru. Piosenka "Silent Fellowship" wręcz porusza temat wspólnej medytacji.
Z całej płyty za nieudany uważam jedynie utwór "I've Lived Here Before", gdzie Mike Scott niezbyt ciekawie zagrał na fortepianie. Trochę przypadkowy, w kontekście całego albumu, jest czysto folkowy "The Dance At The Crossroads", ale ma taki urok, że trudno uznać go za słaby utwór. Najlepiej wypadają natomiast: "Peace Of Iona", ze świetnym śpiewem Scotta i genialnymi skrzypcami Wickhama, oraz "Ain't No Words For The Things I'm Feeling", zawierający kapitalne "zawieszenia akcji" i fajny rozimprowizowany fortepian.
Muszę wspomnieć o tym, że tytuł "Universal Hall" wiąże się z nazwą teatru położonego w szkockim Findhorn, gdzie The Waterboys nagrali ten album. Na frontowej okładce i w książeczce są zdjęcia przedstawiające to niesamowite miejsce. Co ciekawe, budynek zaprojektował James Hubbell - architekt pochodzący z... Kalifornii.
"Universal Hall" to płyta, która pozwoli niejednej obolałej duszy naładować akumulatory tzw. pozytywną energią. Świetnie słucha się tego krążka, gdy za oknem deszcz leje, wiatrzycho mocno wieje i w ogóle pogoda jest do bani. Ta płyta jest po prostu jak kubek gorącej herbaty z miodem i cytryną.