- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: The Urbane "Glitter"
To już drugi, po debiutanckim longplayu pt. "Neon", wydanym w 1999 roku, album amerykańskiej popalternatywnej kapeli The Urbane dowodzonej przez Johna Mitchella, gitarzysty Areny, który pełni w tym swoim tzw. "side-bandzie" funkcje wokalisty i gitarzysty.
Zarówno pod względem intrumentalnym, jak i produkcyjnym, krążek prezentuje się bez zarzutu. Niestety, nie przekłada się to na wartość muzyczną materiału. Mitchell - kompozytów wszystkich numerów 0 objawia nam się jako muzyk z dużym wyczuciem melodii, jak również... rynku. Zespół bowiem gra dokładnie to, co ludzie chcą teraz słyszeć, a więc jest to mieszanka creedowskiego neogrunge'u, bezkompromisowej rytmicznej maniery postpunkowej, wesołkowatego indie, słodkiego, bezrefleksyjnego, lub smętnego britpopu a la najnudniejsze Oasis z "Heathen Chemistry" oraz późnego U2. Oczywiście można by w tym miejscu przywołać jeszcze hordę lub dwie podobnych popalternatywnych kapel, ale po co... Wniosek jest jeden: album poraża banałem. W samych Stanach kapel tego pokroju, lub wręcz identycznych, jest z pięć na kilometr kwadratowy...
Dalsza analiza tej marketrockowej pseudomuzyki wydaje mi się bezcelowa. Co prawda płyta w Polsce jest trudno dotępna, ale na wszelki wypadek radzę nie zbliżać się w żadnych sklepach muzycznych do półki z literą "U", zwłaszcza jeśli napis nad nią obwieszcza: "rock", "heavy" tudzież "alternatywa". Samo wspomnienie nazwy tej kapeli przyprawia mnie o spazmatyczne drgawki i niekontrolowane odruchy obrzydzenia...