- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: The Quill "In Triumph"
Tryumfalny powrót? Bez przesady, ale jest dobrze. Nawet bardzo.
Na piątą płytę The Quill - następcę wydanego w 2003 roku "Hooray! It's a Death Trip" - przyszło nam czekać trzy lata. Przez ten czas zespół zmienił basistę, producenta i wyjechał do Niemiec, gdzie na jesieni zeszłego roku zarejestrował nowy materiał. Rezultat to dwanaście utworów, które składają się na "In Triumph".
Album zaczyna się od mocnego kopniaka. "Keep the Circle Whole" otwierają psychodeliczne dźwięki, a następnie gitarowy riff i wokal, które przenoszą nas w rejony Soundgarden, czy bardziej współcześnie, Audioslave. Poziom narzucony na początku płyty utrzymują kolejne utwory, z witalnym "Yeah" na czele. Najlepsze zaczyna się wraz "Man in Mind". Motoryczne, rytmicznie skradające się gitary potęgują napięcie, które znajduje swoje ujście w refrenie. Potem jest ciężki, prowadzony przez sabbathowy riff "Merciless Room". Znajdujący się za nim "Trespass" poraża energią. Kulminacja przychodzi w "Black": orientalizmy i miażdżące uderzenia stopy przenoszą nas do czasów Led Zeppelin z okolic "Physical Graffiti", a spokojne interludium jest tylko chwilowym wyciszeniem, które przygotowuje nas na jeszcze cięższe, zmasowane zakończenie. Po takiej dawce energii "No Light on the Dark Side" brzmi co najmniej blado, choć nie jest to zły utwór. Przed końcem płyty jeszcze uwagę przyciąga ballada "In the Shadows" z cudowną wręcz linią melodyczną w refrenie oraz "Down", w którym odzywają się echa Alice in Chains.
The Quill wypracowali już swój rozpoznawalny styl, który chroni ich przed zabrnięciem w ślepą uliczkę jałowego powielania dokonań poprzedników. "In Triumph" jest najlepszym dowodem na to, że grupa ma swoją osobowość i potrafi zrobić użytek z wiedzy, jaką muzycy wchłonęli w młodości słuchając płyt gigantów rocka.