- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: The Dillinger Escape Plan "One Of Us Is The Killer"
Zastanawialiście się kiedyś, jaki rodzaj muzyki nadaje się najlepiej do zobrazowania ludzkiej paranoi? Ja robiłem to wiele razy. Zawsze wydawało mi się, że gatunkiem posiadającym odpowiednie cechy jest death, grind lub nawet black metal. Myślałem tak, dopóki nie trafiłem kilka lat temu na drugi pełny album The Dillinger Escape Plan - "Miss Machine". Na początku wydawało mi się, że tego w ogóle nie da się słuchać, z czasem jednak nie tylko przekonałem się do Amerykanów, ale wręcz zakochałem w tej muzie. Co jest fajne w twórczości DEP, to fakt, że niewątpliwie ma coś z jazzu (choćby konstrukcje niektórych utworów), a jednocześnie na kolejnych albumach zespół pokazywał, że nieobca jest mu melodia, jakiej nie powstydziliby się przedstawiciele dajmy na to sceny indie. Zdecydowana większość tych "przebojowych" kawałków z repertuaru chłopaków rozwala, to co nagrywają dzisiejsze gwiazdy rocka, z założenia przecież nie stroniące od melodii.
Tak naprawdę nie da się muzyki DEP zaszufladkować, co czyni słuchanie jeszcze przyjemniejszym. O ile bowiem nie lubię zespołów, które poszukują na siłę oryginalności (vide ostatni album Morbid Angel), nie mając nic ciekawego do powiedzenia, to DEP po prostu zabija ilością trafionych pomysłów. Zespół zaczynał od grania mathcore'a i w sumie dalej pozostaje on bazą, na której jednak gitarzysta i szef kapeli Ben Weinman buduje utwory wymykające się jakimkolwiek próbom klasyfikacji. W muzyce Amerykanów pobrzmiewa także metalcore, post-hardcore, dużo rocka alternatywnego, nawiązania do jazzu czy nawet indie rocka.
Nowy album DEP, zatytułowany "One Of Us Is The Killer", to pewnie najbardziej póki co zwarte stylistycznie dzieło w dorobku formacji i logiczne rozwinięcie pomysłów zawartych na dwóch poprzednich płytach, czyli "Ire Works" i "Option Paralysis". Tradycyjnie królują połamane rytmy, ostre i ciężkie gitary oraz wszechobecny wrzask Grega Puciato. Nie ma tym razem lżejszej kompozycji w rodzaju "The Widower" z "Option Paralysis" czy "Black Bubblegum" z "Ire Works". Najbardziej przebojowym numerem jest bez wątpienia utwór tytułowy, w którym Puciato śpiewa naprawdę rewelacyjnie, dając pokaz możliwości swojego głosu. Generalnie zresztą bez tego człowieka to byłby zupełnie inny zespół. Wokalista potrafi wydrzeć się z całych sił, ale kiedy potrzeba czystego wokalu, tez radzi sobie bez zarzutu, a może nawet lepiej.
Takich momentów jest sporo, bo mimo braku ewidentnego przeboju DEP nie zrezygnowali z melodyjnych refrenów, a takie "Nothing's Funny" czy fragmenty "Paranoia Shields" lub "Crossburner" mają naprawdę ogromny komercyjny potencjał. To jednak, co najlepsze w "One Of Us Is The Killer", to atmosfera szaleństwa, która wylewa się z większości numerów. Poczynając od wściekłego "Prancer", przez połamany rytmicznie "When I Lost My Bet" czy jazzujący "Paranoia Shields", aż do schizofrenicznego "The Threat Posed By Nuclear Weapons" - mamy do czynienia z dźwiękami, którymi można by "opisać" to, co dzieje się w głowie osoby ogarniętej paranoją.
Najważniejsze jednak, że zespołowi nie brakuje pomysłów na nowe piosenki i kolejna płyta jest lepsza od poprzedniczek. Jest też jeszcze bardziej ekstremalna (mam tu na myśli łączenie różnych pozornie niepasujących do siebie elementów) od poprzednich albumów. Jasne, ktoś powie, że DEP czerpie pełnymi garściami z dokonań takich kapel, jak choćby Mr. Bungle - i będzie to zgodne z prawdą, ale nie zmienia to faktu, że nie ma obecnie drugiej takiej kapeli, jak The Dillinger Escape Plan. I to oni powoli staja się dla innych punktem odniesienia. Dla mnie to już jest zespół legendarny, który tylko kolejnymi krążkami potwierdza swą siłę. Daję ocenę 8, bo liczę na to że kolejna płyta będzie jeszcze lepsza.