- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: The Dillinger Escape Plan "Ire Works"
Gdy kilka lat temu usłyszałem pierwsze dźwięki "Miss Machine" (poprzedni album Dillinger Escape Plan), dosłownie oniemiałem. Nie ukrywam , że ten album jest i będzie dla mnie jednym z najbardziej wyjątkowych dzieł jakie kiedykolwiek poznałem: nasączony niepojętymi podziałami rytmicznymi, niezwykle dynamicznymi akcentami, agresywnymi wokalami i - co naprawdę niebywałe - przebojowością, niespotykaną w tego typu projektach muzycznych. Zbędnym jest więc pisanie o bardzo wysoko postawionej poprzeczce i wielkich oczekiwaniach z mojej i nie tylko jak sądzę strony.
"Ire Works" to album nagrany w nieco zmienionym składzie, wszystkie partie gitary zostały uwiecznione przez lidera grupy Bena Weinmana, natomiast na stanowisku perkusisty pojawił się niejaki Gil Sharone. Nie ujmując poprzednim, znakomitym muzykom grupy - różnicy tej nie słychać. Zastępstwo w osobie Gila Sharone można więc uznać za ogromnie udane (wystarczy wsłuchać się w poziom skomplikowania jego partii aby zrozumieć, że wcale o to nie łatwo). Już po wysłuchaniu takich utworów jak "Unretrofied" z poprzedniej płyty, było wiadomo, że DEP w jakiś sposób może podążyć w stronę bardziej przebojowych treści, melodyjnych refrenów, co też spotkało się z brakiem akceptacji ze strony zatwardziałych math core'owców (niezwykle zabawne, gdy miłośnikom nieszablonowej, szalonej muzyki nie podobają się jakiekolwiek zmiany stylistyczne ulubionego bandu). To rzeczywiście sprawdza się na "Ire Works". Jest przebojowo, refreny potrafią naprawdę przykuć uwagę i wpaść w ucho od samego początku. Greg Puciato to znakomity wokalista, który jest chyba najlepszą "rzeczą" jaka mogła zdarzyć się takiemu zespołowi. Facet udowadnia, że jest nie tylko sceniczną bestią i kapitalnym frontmanem, ale także bardzo uzdolnionym śpiewakiem. Jego partie to niewątpliwa ozdoba "Ire Works".
Ale przejdźmy do samej treści. The Dillinger Escape Plan nie zapomniał o swoich korzeniach. Math core'a jest tu wciąż sporo, pogmatwane partie wypełniają większość kompozycji. Początkowo nie mogłem pogodzić się z ich odstawaniem od niesamowicie soczystego "Miss Machine", z brakiem zabójczej motoryki i siły niszczącej. "Ire Works" jest jednak albumem znacznie bardziej eklektycznym i wielowymiarowym. Znajdziemy tu nawiązania do twórczości z przeróżnych zakątków muzycznego świata. Jest bardzo połamany, niespokojny elektroniczny bit w "Sick on Sunday", który przynosi skojarzenia z Aphex Twin. Jest niebywały, niesamowity "Mouth of Ghosts", który rozkręca się powoli, narasta w niezwykle progresywny sposób kończąc cały album bardzo poruszającym śpiewem Grega. Mnóstwo także nawiązań do Jazzu i alternatywy. Z kolei "When Acting As A Particle" to przerywnik żywcem wyjęty z płyt Fantomasa (epka z Mike'em Pattonem nie była przypadkiem). Coverowanie Justina Timberlake'a też się chyba chłopakom z DEP spodobało, ponieważ nie zabrakło prawdziwie przebojowych fragmentów, dobranych jednak ze smakiem, absolutnie nie przesłodzonych. "Ire Works" po prostu nie może nudzić ponieważ dzieje się tu naprawdę dużo. Elementy pojawiają się i znikają, płytę wzbogadza doskonała porcja elektroniki (jej autorem jest również Ben Weinman), partie klawiszowe, niejednokrotnie nadające jeszcze większej różnorodności. Absolutnie porywa swoją chwytliwością "Milk Lizard" czy "Black Bubblegum". Podsumowując: na "Ire Works" znalazło się wiele rozpoznawalnych i dopracowanych patentów zespołu, jak i ogrom nowości. Jestem przekonany, że dzięki temu album ten stanie się bardziej strawny dla opornych jak dotąd słuchaczy, przysparzając DEP jeszcze większej popularności.
Na koniec zderzenie ze specyficznym poczuciem humoru w postaci oprawy graficznej albumu. Okładka bardzo prosta i niewyróżniająca się. Z tyłu zaś istny nieład artystyczny. Kod kreskowy przeciągnięty na ukos przez pół opakowania. Na samym krążku miejsce do podpisania się (genialne, na wypadek jakby ktoś zgubił swoją kopię ;)). Książeczka - istne kuriozum, kilka kartek zapisanych kolorowymi, nieskładnymi bryłkami - jak dotąd nie doszukałem się w nich ukrytego dna. Ukryte dno natomiast jest w środku pudełka, gdzie trzeba pogrzebać aby odnaleźć ukrytą kartkę z napisem "remove immediately" i tekstami utworów. Ile zabawy można jeszcze zmieścić w takim małym nośniku?
Myślę, że The Dillinger Escape Plan pojawia się w świadomości coraz szerszego grona miłośników rocka, czy metalu (o czym świadczy chociażby supportowanie Slipknot, występ na Metalmanii 2008 itp.), co jest oczywiście znakiem bardzo pozytywnym. Osobiście zdecydowanie polecam zapoznanie się z tym doskonałym krążkiem. Cel został osiągnięty. Nie zdziwię sie jeśli przyjdzie mi napisać dokładnie to samo przy okazji premiery kolejnego krążka Dillingera...
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk
Kabanos "Zęby w ścianę"
- autor: RJF
Behemoth "The Apostasy"
- autor: Zagreus
- autor: Ugluk
Sepultura "Dante XXI"
- autor: Ugluk
Decapitated "Organic Hallucinosis"
- autor: Ugluk