- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Summoning "Stronghold"
Przyznam, że nigdy nie byłam wielką fanką Summoning. Owszem, ceniłam sobie ich twórczość, która niewątpliwie wyróżniała się z zalewu blackowych produkcji, podobały mi się ich wcześniejsze płyty, ale samej muzyce brakowało polotu, tego nienazywalnego czegoś, co wyłaniało się przy obcowaniu chociażby z Cradle of Filth czy Emperorem. Nieraz jednak podczas swojej muzycznej wędrówki miałam okazję się przekonać, że szare ziarnko grochu zamienić się może w prawdziwą, szlachetną Perłę. Tak właśnie było w tym przypadku. Od jakiegoś czasu moja dusza nie może żyć bez nowego dzieła (w dosłownym tego słowa znaczeniu) Summoning...
"Stronghold" zadziwia (a momentami wręcz przeraża) dojrzałością i bogactwem treści. Płyta łączy charakterystyczny styl Summoning z nowymi rozwiązaniami i pomysłami. Obecnie w muzyce austriackiego duetu nie ma już tak naprawdę miejsca na black metal. Wyjątkiem są wokale wyśpiewane(?) z typową dla nich charyzmą i "czarną" ekspresją. To nie ma jednak najmniejszego znaczenia, gdyż dźwięki płynące z "Stronghold" natychmiast oplatają duszę majestatyczną atmosferą, wzniosłością i monumentalną symfoniką. Trudno w tym wypadku odnieść się do przeszłości, do poprzednich albumów, które dużo traciły poprzez nieco "prymitywną" otoczkę. Chyba Protector i Silenius doszli do podobnych wniosków, bo ich nowe dzieło to prawdziwa symfonia, złożona w ofierze Krainie Ciemności. Majestatyczne uniesienia, folkowe naleciałości, potężny wręcz orkiestrowy rozmach, przenikliwy chłód ukryty w głębi Piękna i Emocji... każdy z tych elementów spaja się w jeden zamglony, mroczny obraz. "Stronghold" jest bowiem kolejnym przejściem do nierealnej rzeczywistości, do świata utkanego z fantazji i snów. Znów niezastąpionym źródłem inspiracji dla Summoning stały się niesamowite literackie dzieła Tolkiena. Każdy, kto je czytał, zna godziny zapomnienia i ich mistyczny czar. I tak też jest na tej płycie. Dźwięki pozwalają sobie marzyć i wyobrażać, wyobrażać i marzyć... Słuchacz ma nieodparte wrażenie, że przemierza świat własnych ideałów, pragnień, wyobraźni... Obrazy dzikich gór, niedostępnych dolin, zapomnianych legend, baśniowych stworków. Obrazy jakby znane z tolkienowskich opowieści...
Prawdziwą Perełką na tej płycie jest utwór "Where Hope And Daylight Die" z... niemal operowym damskim wokalem. Głos tajemniczej pani przepełniony jest pasją i pięknem, smutkiem i namiętnością. Sama kompozycja brzmi jak monumentalna litania wzniesiona ku nocy, jak hymn dumnych Jeźdźców Ciemności...
Trudno wyjść z zachwytu dla tego dzieła. Trudno uwolnić się od czarodziejskiej atmosfery, która oplata serce już po pierwszej konfrontacji. Płyta ma szansę stać się największą symfoniczno-blackową rewelacją tego roku. Zaznaczam, że jestem w pełni świadoma tego, jakie albumy zaliczane do tego gatunku już wyszły, a jakie niebawem wyjść mają.