- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Sui Generis Umbra "Amok"
Prawdę mówiąc nie orientuję się zbytnio w rodzimej scenie ambientowej, więc znane mi polskie zespoły pokroju Northaunt, In Slaughter Natives, Raison d'Etre czy Ildfrost mogę policzyć na palcach jednej ręki. Jednym z nich jest projekt wokalistki eLL i Maćka Niedzielskiego, klawiszowca Artrosis, Sui Generis Umbra, który po raz trzeci, po "Ater" (1999) i "Coma" (2002), penetruje nieprzejednane rejony "antymuzyki".
"Amok" to ośmioczęściowa wędrówka po najczarniejszych zakątkach piekieł, gdzie wszędzie czai się szaleństwo, ból i cierpienie. Z nowego albumu Sui Generis Umbra sączy się diabelski, psychodeliczny ambient, bardzo elektroniczny, "zaprawiony" mocnym bitem ("ritus sacer militaris", "stupor"), industrialnym posmakiem ("heta rae"), a nawet odrobiną noise'u ("mass violation"). Płytę tworzy kilkudziesiąt minut obłąkanych, niepokojących dźwięków oplecionych jadowitym, opętanym wokalem eLL, czasem kojarzącym się z wielką Diamandą Gallas ("psychomachia"). Na "Amok" obcujemy z muzyką kompletnie chorą i mroczną, o dusznej, chwilami wręcz przytłaczającej atmosferze. Z muzyką, którą drąży i świdruje, agresywnie atakując podświadomość.
Ambient to gatunek właściwie kompletnie pozbawiony jakichkolwiek ograniczeń. Na swoim nowym wydawnictwie członkowie Sui Generis Umbra poszerzają go zupełnie bezkarnie o kolejne, dziwne elementy, nadając mu jeszcze bardziej nieokreśloną i skomplikowaną postać. "Amok" adresowany jest do zwolenników muzyki z Cold Meat Industry, którzy lubią też sięgnąć po electro-industrialne dźwięki spod znaku Wumpscut, Suicide Commando czy Front Line Assembly. To świetny album, na którym więcej diabła i perwersji, niż na niektórych blackmetalowych krążkach.