- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Subway To Sally "Bastard"
"Bastard" to dziewiąty album niemieckiego zespołu Subway To Sally, mającego za sobą już 13 lat wspólnego grania. I choć zarówno kraj pochodzenia, jak i pierwsze sekundy "Meine Seele Brennt" budzą bardzo mocne skojarzenia z Rammsteinem, to jest to wrażenie jak najbardziej błędne.
Wprawdzie faktycznie fragmentami muzyka przypomina kapelę Tilla Lindemanna i spółki, z ich bardziej spokojnych kompozycji (jak "Reise, Reise" czy "Mein Herz Brennt") to patrząc na cały album, trzeba jasno powiedzieć, że jest to zupełnie inne granie. Przede wszystkim na pewno lżejsze i bardziej urozmaicone. Są tu oczywiście ciężkie i mocarne riffy, pełne motoryki i brzmiące bardzo nowocześnie ("Puppenspieler", "Voodoo", "Die Trommel"), jest miarowy i konkretny łomot perkusji. Ale obok mamy sporo zwolnień, rockowej melodyki, bardzo dużo akcentów orkiestrowych oraz jeszcze więcej folkowych. Wiele nagrań ma dzięki temu specyficzny kanciasto-melodyjny charakter i jakby rozbujany, "morski" klimat. I summa summarum bardziej to wszystko podobne jest do grania w stylu Scyclad (żwawsze, skoczne momenty) czy też Amorphis z pierwszych płyt (wolniejsze, bardziej nastrojowe partie) przemieszanego ze stricte heavymetalowym wymiataniem. Efekt końcowy jest ciekawy i przykuwający uwagę.
Z zarzutów wymieniłbym bardzo prostą i przewidywalną strukturę poszczególnych nagrań. Nie ma w nich bowiem wiele poza standardowym układem zwrotka-refren-zwrotka-refren i czasem nie ma nawet miejsca na solówkę. Nie przekonuje mnie także wokal, któremu jak na mój gust, brakuje mocy i wyrazistości. Nie wiem, może to skażenie wokalizami pana Lindemanna, ale - szczególnie w tych cięższych momentach - wolałbym, żeby wokale na "Bastard" brzmiały bardziej agresywnie i chropowato.
Ale ani te zarzuty, ani słabsze kompozycje, które się tu trafiają (nie przekonują ballady "Wehe Stunde" oraz "In Der Stille", ani jakby nieco pozbawione energii "Umbra") w żadnym razie nie przekreślają albumu, gdyż jego zdecydowanie większa część to granie na wysokim poziomie, jak konkretne "Meine Seele Brennt", mocarne "Die Trommel" czy świetnie rozkręcające się w refrenie, napędzane smyczkami "Hohelied". Albo dynamiczne i chwytliwe "Tanz Auf Dem Vulkan", no i moje ulubione "Voodoo" z miarowymi riffami, przebitkami gitary akustycznej i odjechanymi żeńskimi wokalizami to naprawdę kawałki pierwsza klasa. Nietuzinkowa, ciekawa i po prostu dobra płyta.