- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Stratovarius "Polaris"
Na album Stratovarius przyszło nam czekać cztery lata. W tym czasie z grupą pożegnał się autor niemal wszystkich kompozycji - gitarzysta Timo Tolkki, którego gra i muzyczne pomysły były jednymi z tych elementów, jakie wyróżniają Stratovarius z grona bardzo często nazbyt podobnych do siebie, powermetalowych zespołów. W obliczu takiej sytuacji reszta muzyków, która zdecydowała się nagrywać dalej pod znanym wszystkim, muzycznym szyldem, mogła sięgnąć albo po uznanego mistrza gitary, albo spróbować sił z nowicjuszem. Ostatecznie sięgnęli po bliżej nieznanego, znacznie młodszego od reszty muzyków Matiasa Kupiainena i wspólnie postanowili powrócić na nowym krążku do klimatu tych albumów w swojej dyskografii, które przez większość fanów uznawane są za najlepsze i najbardziej klasyczne.
Tyle tła historycznego. A jak z zawartością "Polaris"? Przyznam się, że po pierwszym przesłuchaniu odłożyłem tę płytę na bok i nie miałem szczególnej ochoty do niej wracać - niektóre fragmenty bowiem wręcz mnie usypiały. Pożyczyłem ją zatem na parę dni ojcu i, choć w jego gust muzyczny raczej wątpię (co to za fan power metalu, który nie lubi Blind Guardian?), dopiero gdy ten próbował odmówić szybkiego rozstania się z nią po weekendzie, stwierdziłem, że może warto zapoznać się z "Polaris" uważnie.
Materiał na płytę powstał przy udziale wszystkich członków grupy i widać, że każdy próbował dać z siebie to, co najlepsze, łącznie z nowym gitarzystą. Rezultatem nie jest oczywiście najlepszy krążek w dyskografii, ale w przypadku tej akurat płyty, nie to było priorytetem. Stratovarius z pewnością osiągnął swój cel - udowodnił, że potrafi nagrać przyzwoity album bez udziału Timmo. W dodatku jest bardziej zróżnicowany od poprzedzających go bezpośrednio dzieł i zawiera prawdziwą mieszankę tego, co przysporzyło grupie tylu oddanych miłośników. Niestety jednak, jednocześnie jest okrutnie wręcz nierówny, bo niektórym z muzyków najwyraźniej brakło dobrych pomysłów.
Zacznijmy może od tego, co dobre. Na największe pochwały zasłużyła rozpoczynająca album kompozycja "Deep Unknown" - szybka i ostra, pełna elementów progresywnych i aranżacyjnych smaczków piosenka, którą śmiało mógłbym wymienić wśród najlepszych kawałków Stratovarius. Skróciłbym jedynie gitarową solówkę, ale to pewnie dlatego, że nie lubię tego rodzaju muzycznej masturbacji - wolałbym zamiast tysiąca szybkich szarpnięć po strunach "setkę", w których wyczułbym choć trochę serca. Do najciekawszych momentów na płycie należy też klimatyczny utwór "Winter Skies", z bez wątpienia najlepszym z całej płyty balladowym refrenem. Fajna jest także druga, instrumentalna część - zdecydowanie preferuję takie właśnie, bardziej melodyjne granie.
Na drugim końcu zestawienia znajdzie się zaś z pewnością heavymetalowy "Falling Star". Nie, żeby był szczególnie zły, bo trudno mówić o takich kawałkach w przypadku grupy Stratovarius, ale często nachodzi mnie w trakcie jego słuchania ochota, aby przestawić płytę na następny utwór. Do słabszych kompozycji zaliczyć można też "King of Nothing", utrzymany w powolnym tempie i okraszony dość ogranym, choć mimo wszystko miłym intrem. To, co najbardziej pamiętamy z tej raczej nudnej piosenki, to niezbyt udany refren, który ratuje jedynie świetny jak zwykle głos Timo Kotipeltiego. Z tą piosenką porównać można jeszcze nudniejszy niestety "Somehow Precious".
Stratovarius to oczywiście przede wszystkim zespół powermetalowy. W tym nurcie, poza "Deep Unknown" utrzymane są trzy piosenki - w sumie mało, ale dzięki temu płyta nie nuży i gdyby tylko kawałki wspomniane w poprzednim akapicie były ciekawsze, uznałbym takie proporcje za dobry wybór. Przejdźmy jednak do utworów. Największy potencjał przebojowy ma spośród nich "Higher We Go", której słucha się bardzo przyjemnie. Melodyjny, szybki refren przeplata się tu z niemal balladowymi zwrotkami. Dobry jest też "Blind", ze stylizowanym na klasyczną miniaturkę klawiszowym intrem i fajną partią instrumentalną. Słabiej jest natomiast z "Forever is Today", która owszem, jest zagrana z klasą, jak przystało na tak uznany zespół, ale zupełnie nie zrobiła na mnie wrażenia.
Najważniejsza na całej płycie jest oczywiście składająca się z dwóch części kompozycja "Emancipation Suite". Część pierwsza - "Dusk", to rozpoczynający się ostrym, minutowym wstępem, częściowo balladowy utwór z bogatą aranżacją. Krótszy "Dawn" bazuje na podobnej, ciekawej melodii, ale jest bardziej wyciszony i klimatyczny. Suita charakteryzuje się zdecydowanie najlepszymi pod względem melodyjnym solówkami na krążku i robi dobre wrażenie. Album zamyka "When Mountain Fall" - typowa dla powermetalowych zespołów akustyczna ballada, której słucha się przyjemnie, ale z całą pewnością każdy ze słuchaczy wymieni z pamięci liczne tytuły o wiele ciekawszych piosenek w tym stylu. Poskarżę się zresztą, że według mnie głos Timo zupełnie nie pasuje do takich klimatów. Jest to jednak miłe zamknięcie płyty po "Emancipation Suite".
"Polaris" nie jest na pewno najlepsza płyta w dyskografii Stratovarius, ale jestem przekonany, że fani zespołu nie zawiodą się na niej i odnajdą tu w mniejszym lub większym stopniu te elementy, które u swoich muzycznych idoli lubią najbardziej. Nowy gitarzysta sprawuje się całkiem nieźle, a o klasie pozostałych muzyków nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Pod względem kompozycyjnym jest bardzo różnie - świetnie w przypadku "Deep Unknown" i "Winter Skies" albo wręcz mdło, jak w "King of Nothing" i "Somehow Precious". Muzyczne zróżnicowanie jest tutaj całkiem w porządku, choć oczywiście szkoda, że materiał jest tak nierówny. Z całą pewnością jestem "za", jeśli chodzi o powrót grupy, zwłaszcza jeśli możemy liczyć na kolejne koncerty w naszym kraju i okolicach. A może do czasu nagrywania następnej płyty muzycy dojdą do sensownych wniosków i postawią na te najlepsze pomysły, na co miejmy nadzieję nie przyjdzie nam czekać kolejne pół dekady.
wiem, wiem ta stylistyka nie jest w PL popularna, ale obiektywnie patrząc i słuchając to kawał świetnej muzy z wspaniałymi melodiami
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Alter Bridge "Blackbird"
- autor: tjarb
Amorphis "Silent Waters"
- autor: Norveg
Heaven And Hell "The Devil You Know"
- autor: Paweł Filipczyk
- autor: tjarb
Sepultura "A-Lex"
- autor: Piter_Chemik
Budgie "You're All Living In Cuckooland"
- autor: Meloman