- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Stone Temple Pilots "Shangri-La Dee Da"
"Shangri-La Dee Da" to mieszanka mocnego post grunge'u oraz psychodelicznego popu. 50% tekstów na płycie traktuje o miłości Scotta do Mary oraz syna Noah. Najnowszy album Stone Temple Pilots zawiera cząstki poprzednich płyt - "Core", "Purple", "Tiny Music..." oraz "No. 4", słychać to dośc wyraźnie w wielu utworach. To płyta od której (jak z resztą od wszystkich płyt STP) po trzecim przesłuchaniu nie można się uwolnić. Możemy tu posłuchać dojrzałej, głębokiej i przede wszystkim dobrej muzyki. "Shangri-La Dee Da" to druga (po "Core") płyta nagrana przez Pilotów na trzeźwo, więc każdy, kto chce się przekonać jak brzmią STP 100% drug free :), proszeni są o włączenie sobie Shangri.
Płytę otwiera maksymalna rzeźnia, coś jakby mieszanka "Sex Type Thing" z "Down", czyli "Dumb Love", następnie mamy singlowy "Days of the Week", utwór niemal popowy, który muzycznie może kojarzyć się z "Tiny Music"..., ale nie musi :). Trzeci numer "Coma" to kolejny czad - mieszanka solowego Weilanda z "No. 4". Ostatni kawałek "Long Way Home" może się trochę kojarzyć z numerem "Where the River Goes" z "Core". Numer wydaje się ciągnąć bez końca, ale w finiszu następuje zajebisty przeskok tempa - odlot. Kawałki numer 5 oraz 12 do akustyczne ballady, według mnie wybitne. "Wonderful" - utwór dedykowany żonie Scotta Mary - prawdopodobnie będzie trzecim singlem, natomiast "Song for Sleeping" to kołysanka dla syna Scotta, ten numer to chyba najbardziej emocjonalny utwór w historii STP (nie licząc solowego Weilanda). Teraz nowe wibracje, czyli kawałki numer 6, 7, 8, 9, 10 i 11. Te sześć kompozycji to coś w rodzaju silnej psychodramy, psycho-popu, nie wiem jak to określić, utwory są bardzo osobiste, muzyka nie jest ostra, ale nie jest też lekka, wszystkie z tych kawałków są warte uwagi. Od "Bi-Polar Bear" (mistrzostwo świata), przez "Hello, It's Late" (nieprawdopodobny numer), po "Regeneration" i "Black Again". Nie mógłbym zapomnieć o "Hollywood Bitch", numerze utrzymanym w konwencji "Big Bang Baby", w którym wokal jest zabarwiony podobnie jak w "Crackermanie" z "Core". Kawałek "Too Cool Queenie" to lekki najazd na Courtney Love, oficjalnie nie pada jej nazwisko, ale wiadomo o kogo chodzi. Warty przesłuchania jest też song "Transmission from a Lonely Room", tutaj bardzo czuć atmosferę nowej płyty.
Daję temu albumowi 9 punktów w skali od 1 do 10. Jest to świetna płyta, inna niż pozostałe dokonania STP, choć nie brak tutaj nawiązań do poprzednich albumów. Trzeba ją przesłuchać kilka razy by docenić potencjał Pilotów. Trudno określić styl grania STP. "Core" można podciągnąć pod grunge, "Purple" pod rock/hard rock, "Tiny Music..." pod 100% psychodelię, "No. 4" pod hard rock, no, a "Shangri-La Dee Da"? Może rockowa psychodrama? :)