- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Sparta "Porcelain"
Sparta powstała w 1999 r., w wyniku rozpadu meksykańskiego At The Drive In, który nastąpił zaraz po wydaniu "Relashonship Of Command", czyli u samego szczytu chwały grupy. Skłóceni z kolegami wokalista Cedric Bixler-Zavala i gitarzysta Omar Rodriguez-Lopez założyli nowy twór - Mars Volta, natomiast reszta składu - gitarzyści Paul Hijonos i Jim Ward oraz perkusista Tony Hajjar - dobrali basistę Matta Millera i przeobrazili się w Spartę. Wydawać by się mogło, że uszczupleni o tandem Lopez-Zavala, napędzający At The Drive In, młodzi muzycy z El Paso nie poradzą sobie z presją wywieraną przez fanów ich "zespołu-matki" i staną się tylko nieudolną kopią, cieniem swych poprzednich dokonań. Lecz wydana w 2002 roku EP-ka "Austere" i zaraz po niej debiutancki album "Wirestrap Scars" wyraźnie zaprzeczały tej tezie. Sparta znalazła swój własny styl, mniej melancholijny i refleksyjny, pełen wewnętrznego optymizmu, ale również, niestety, przesiąknięty nieco działalnością producenta Jerry'ego Finna, współpracującego wcześniej z tzw. kapelami "post-punkowymi" (w rzeczywistości muzyka ta z punkiem nie ma żadnego punktu styczności), jak Green Day, Blink 182 i Sum 41.
Nadszedł rok 2004 i zespół powrócił z nową propozycją pt. "Porcelain". I pomimo uroczystych zapewnień Jima Warda, który po pożegnaniu Bixlera-Zavali wcielił się w rolę wokalisty i lidera, iż jest to "absolutnie, niepodważalnie nasze najlepsze dzieło", czuję w stosunku do płyty pewien niedosyt i rozczarowanie. Argumenty "za i przeciw" są podobne jak w przypadku pierwszego krążka: oryginalność, niebanalne, optymistyczne piosenki, duża emocjonalność i bezpośredniość materiału, a z drugiej strony znów, mimo zmiany producenta, pretensjonalny post-punkowy posmak... Jednak tym razem dochodzi nowy poważny zarzut: zespół stoi w miejscu. Może to i dość pochopne stwierdzenie, biorąc pod uwagę, że to dopiero ich drugi album, ale w tym przypadku jest to tak znamienne, iż ciężko nie zwrócić na to uwagi. Do tego dochodzi jeszcze nieprzyjemna dla mnie maniera wokalna Warda w górnych rejestrach, do złudzenia przypominającą wokalizy Roberta Smitha z The Cure.
Trudno w przypadku Sparty znaleźć jakieś muzyczne odnośniki lub podobieństwa. Najczęstsze porównania - do wczesnego Pink Floyd i Led Zeppelin - wydają mi się śmieszne i niedorzeczne. Pod koniec materiału, w piosence "Splinters" powiewa trochę Mars Voltą; we wstępie piosenki usłyszeć można neurotyczny, "rodriguezowski" riff. Oprócz tego utworu na wyróżnienie zasługują również ekspresyjne "Hiss The Villain", "While Oceana Sleeps" oraz refleksyjne "Tensioning".
Płyta dobra i... nic więcej. A szkoda...
Materiały dotyczące zespołu
- Sparta