- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Soft Machine Legacy "Steam"
Na przełomie lat 60. i 70. Soft Machine byli przedstawicielami nurtu zwanego "Canterbury sound", który łączył wpływy psychodeliczne, progresywne i jazzowe. Rozbudowane, częściowo improwizowane kompozycje pozwalały na poszukiwania nowych form wyrażania dźwięku poprzez wspólne jamowanie. Przez lata wielokrotnie zmieniał się skład Soft Machine, zmianom ulegała muzyka, a nawet nazwa grupy. Przez pewien czas zespół funkcjonował jako Soft Works, by przerodzić się w Soft Machine Legacy.
Płyta "Steam" to dziesięć instrumentalnych kompozycji. Mniej tu psychodelicznych odjazdów, a większy nacisk położono na dopieszczenie samych utworów. W pierwszej połowie płyty muzycy częściej odwołują się do dość tradycyjnych jazzowych brzmień. Swobodna struktura i brak wokali pozwalają wybrzmieć wielu solówkom, głównie zagranym na saksofonie lub flecie, ale trafiają się też i solówki gitarowe, jak w nowej, przepięknej wersji "Chloe & The Pirates" z płyty "Six" albo w "In the Back Room". Więcej eksperymentów pojawia się w dalszej części albumu. "The Last Day" powoli wyłania się z freejazzowej polifonii, by utonąć w kilku ambientowych dźwiękowych plamach. W "Firefly" znalazło się miejsce na niespokojne solówki perkusyjne. Sporo eksperymentów pojawia się w "So English" i "Dave Acto", gdzie muzycy bawią się polifonią i arytmicznością. W tym drugim utworze poszukiwania te znajdują na chwilę wspólny mianownik w nerwowo pulsującym rytmie, ale pod koniec kompozycji znów główną rolę zaczyna odgrywać dekonstrukcja.
Soft Machine Legacy zapewne nie odmieni ani oblicza rocka ani jazzu. Warto jednak zapoznać się ze "Steam", zwłaszcza jeśli ktoś poszukuje odskoczni od współczesnej muzyki rozrywkowej. Jest to interesujący album, który wymaga pewnego zaangażowania od słuchacza, ale że jest to dzieło - bądź co bądź - z trochę innej półki, oceny punktowej nie będzie.