zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku niedziela, 22 grudnia 2024

recenzja: Sodom "The Final Sign of Evil"

30.09.2007  autor: Krzysiek "kksk"
okładka płyty
Nazwa zespołu: Sodom
Tytuł płyty: "The Final Sign of Evil"
Utwory: The Sin of Sodom; Blasphemer; Bloody Corpse; Witching Metal; Sons of Hell; Burst Command 'til War; Where Angels Die; Sepulchral Voice; Hatred of The Gods; Ashes To Ashes; Outbreak of Evil; Defloration
Wykonawcy: Josef "Grave Violator" Dominic - gitara; Chris "Witchhunter" Dudek - instrumenty perkusyjne; Tom "Angelripper" Such - wokal, gitara basowa
Wydawcy: Mystic Production, Steamhammer
Premiera: 1.10.2007
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 6

W momencie, gdy usłyszałem o płycie Sodom, od razu na myśl przyszło mi "Thrash Anthems" Destruction. Obie kapele to legendy niemieckiego thrash metalu, obie zagrały na swoich ostatnich albumach w starym składzie i ponownie zarejestrowały swoje stare utwory.

Pomiędzy "Thrash Anthems" a "The Final Sign of Evil" istnieje jednak sporo różnic. Sodom nie nagrał kompilacji swoich najlepszych utworów, lecz wydał materiał, który pierwotnie ukazać miał się w roku 1984 jako studyjny debiut Niemców. Angelripper z kolegami postanowił, że postara się całkowicie oddać klimat tamtych czasów. Wtedy wytwórnia, z którą pertraktował zespół, postanowiła nie ryzykować i z 12 utworów, stanowiących całość płyty, wybrała 5 - "Blasphemer", "Witching Metal", "Burst Command 'til War", "Sepulchral Voice" i "Outbreak of Evil" - które wydano na EP "In The Sign of Evil". Pozostałe 7 numerów na "The Final Sign of Evil" to więc te, dla których zabrakło miejsca na tej kultowej już dziś EP i które wcześniej nie zostały nigdzie wydane. Nowy album nagrany został w oryginalnym składzie z roku 1984 roku - do Angelrippera tylko i wyłącznie na potrzeby tego wydawnictwa dołączyli perkusista Chris "Witchhunter" Dudek i gitarzysta Josef "Peppi" Dominic, znany również jako "Grave Violator". Niemcy zrezygnowali ze współczesnych nowinek technicznych i nowoczesnego brzmienia, nagrywając materiał w sposób, w jaki zrobiliby to w roku 1984 (producentem płyty jest administrator oficjalnej strony www zespołu - Toto). "Thrash Anthems" Destruction okazało się być wręcz rewelacyjne. Jak poszło Angelripperowi i spółce?

Niestety rzeczy, które miały być plusami tej płyty, są jej minusami. Stare brzmienie może i oddaje klimat roku 1984, ale podkreśla również fakt, że część utworów została poważnie nadgryziona zębem czasu. Starzy muzycy najwidoczniej nie zajmują się obecnie muzykowaniem (a przynajmniej by mnie to zdziwiło), często zdarza im się popełniać łatwo zauważalne błędy (w moim ulubionym "Outbreak of Evil" gubią nawet momentami tempo!). Odsłuchując dla porównania oryginalną "In The Sign of Evil" mogę również dodać, że produkcja jest gorsza od tej sprzed ponad 20 lat i że obecna płyta zagrana jest nieco wolniej niż jej pierwowzór. Brakuje tu dynamiki, zaskoczenia, tego thrashmetalowego pazura - często odnosi się wrażenie, że gdzieś to już się słyszało. A plusy? Nowe-stare utwory nie różnią się bardzo poziomem od tych znanych - nadal jest to mimo wszystko thrash na przyzwoitym poziomie. Mało zespołów decyduje się obecnie również na tak anachroniczne, często prymitywne teksty, które przywołują nostalgię za starymi, dobrymi latami 80-tymi. Najbardziej żałuję wspomnianego brzmienia (brud, za bardzo schowane gitary), mam wrażenie, że gdyby zespół postawił tutaj na nowoczesność, mogłaby wyjść o wiele bardziej interesująca płyta - kompozycyjnie materiał przecież nie jest wcale zły i przewyższa dokonania niektórych młodszych stażem, a obecnie popularnych kapel.

Płytę polecam jedynie fanom starego, brudnego (przez wielkie "B") thrash metalu i oczywiście fanom Sodom, którzy i tak potraktują ją jako pozycję obowiązkową w swojej kolekcji.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Sodom "The Final Sign of Evil"
Marcin Kutera (wyślij pw), 2016-12-17 13:01:12 | odpowiedz | zgłoś
Masz sporo racji. "The Final Sign of Evil" jest dużo słabsze od sporo krótszego, macierzystego " In the Sign of Evil". Album z 1984 roku ma niesamowite brzmienie, składa się w pewną całość i do tego jest dosyć przejrzysty i czytelny jeśli chodzi o twórczość tamtych czasów kapeli Sodom. Utwory idealnie tam do siebie pasują. Jest to gra gdzieś na pograniczu Motorhead, Venom a z drugiej strony agresywnie zarazem jak ich ziomale z Kreator czy Destruction.

Oceń płytę:

Aktualna ocena (177 głosów):

 
 
81%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

- Sodom

Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje

Dismember "The God That Never Was"
- autor: Mrozikos667

Sepultura "A-Lex"
- autor: Piter_Chemik

Vader "Necropolis"
- autor: Megakruk

Dimmu Borgir "Abrahadabra"
- autor: Megakruk

Hunter "Hellwood"
- autor: Megakruk

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Czy abonament do muzycznego serwisu streamingowego to dobry prezent świąteczny?