- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
recenzja: Smashing Pumpkins "Gish"
The Smashing Pumpkins. Zespół w Polsce mało znany, choć posiadający pewną grupę oddanych i wieloletnich fanów. Co innego za oceanem - tam zespół jest ikoną alternatywnego rocka, inspiracją dla wielu młodych wykonawców. Tam sprzedali ponad 18 milionów kopii swoich albumów, zostali wybrani w 1997 roku najlepszym zespołem alternatywnym, a także zdobyli kilka nagród "Grammy". Początki nie były jednak takie łatwe: pierwszy album grupy, zatytułowany "Gish", zadebiutował dopiero na 195. miejscu na liście "Billboardu".
Skład, w jakim nagrano płytę, to: Billy Corgan, Jimmy Chamberlin, James Iha i D'Arcy Wretzky. Jest to pierwszy i zarazem ostatni album, na którym mózg całej grupy, jej inicjator i formalny przywódca, główny kompozytor i wokalista ? Billy Corgan, pozwolił w tak dużym stopniu reszcie zespołu na komponowanie czy chociażby rejestrację własnych partii w studiu nagraniowym, ponieważ później... robił to najczęściej sam. Corgan przewyższał resztę pod względem mnogości pomysłów, talentu kompozytorskiego, nie mówiąc już o umiejętnościach. Jedynym wyjątkiem były partie żywej perkusji, na której na każdym albumie grupy grał, zresztą bardzo charakterystycznie - bo łącząc jazzowy feeling z mocnym uderzeniem - Jimmy Chamberlin.
Płytę otwiera "I Am One" - słyszymy wyraźny bas i perkusję, za chwilę dołączają gitary. Już w tym pierwszym utworze pojawiają się bardzo charakterystyczne dla całej płyty zmiany tempa, krótkie solówki (czasami występuje ich nawet kilka w jednym utworze), duża energia i "piszczące", poddane dużemu przesterowi gitary. Muzycznie styl grupy oscyluje gdzieś pomiędzy grunge a alternatywnym rockiem. Zawiera w sobie także elementy psychodelii i hard rocka, a w utworach spokojniejszych ociera się o dream pop. Całość oblana jest niewielką ilością shoegaze'u, który w większej ilości pojawi się jednak dopiero na kolejnym krążku. Kompozycyjnie panuje tu pozorny chaos - tak naprawdę wszystko jest przemyślane, chociaż przy pierwszym przesłuchaniu możemy poczuć się nieco przytłoczeni mnogością i natężeniem dźwięków.
Kolejną kompozycją na płycie, która pokazuje nam jak dojrzałym - mimo krótkiego stażu - zespołem było w tym momencie The Smashing Pumpkins, jest "Siva". Mamy tu wszystko: zakręcony riff, bujającą sekcję rytmiczną, krótkie solówki, a także zmiany tempa. Gdzieś w połowie utworu pojawia się wyciszenie, które zostaje brutalnie przerwane porywającą solówką, następnie kolejne wyciszenie i... nagłe przyspieszenie w finalnej części utworu. Zabieg ten często jest stosowany przez zespół (nie tylko na tym albumie), za każdym razem brzmi inaczej i za każdym zaskakuje.
Dalej "Rhinoceros". Można zaliczyć go do grupy utworów rozwijających się z każdą sekundą, budujących napięcie, które zostaje zwieńczone w samym finale gitarowym hałasem, a konkretnie kakofonicznymi sprzężeniami tego, poddanego tu prawie że torturom, instrumentu. To pierwszy taki utwór w twórczości The Smashing Pumpkins, ale od tego momentu tradycją stanie się umieszczanie tego typu kompozycji na każdym z albumów.
Oprócz utworów szybkich, energicznych, niebanalnych kompozycyjnie, takich jak "I Am One", a także "Bury Me" czy "Tristessa", mamy też kilka momentów wyciszenia. Do takich z pewnością należą następujące po sobie "Crush" i "Suffer". W obu pojawia się gitara akustyczna, spokojny wokal oraz nastrój nasuwający na myśl niebiosa czy też jakieś senne marzenie (szczególnie "Crush"). Strukturę ballady ma także "Snail", z tym że tutaj mamy do czynienia z mocniejszą gitarą (choć akustyk także się pojawia), bardziej psychodelicznymi klimatami i świetnym finałem, w którym to popis daje perkusista Jimmy Chamberlin.
Jeśli już przy perkusji jesteśmy, to oprócz tego, że stanowi ona ważną część całego albumu, to szczególnego znaczenia nabiera w utworze "Window Paine". Znowu mamy do czynienia z budowaniem nastroju, z psychodelicznymi dźwiękami w tle. Mimo pozornego spokoju, słuchając utworu dobrze wiemy, że gdzieś tam czai się mocniejsze brzmienie i nie rozczarowujemy się. Z każdą sekundą jest coraz głośniej, muzyka płynie coraz szybciej, aż do finału, do którego to prowadzi nas marszowy rytm perkusji, solówka i zgrzyty gitar. Zamiast końca mamy jednak wyciszenie i... powrót do głośnego grania. Brzmi to tak, jakby zespół chciał już skończyć, ale nie był w stanie.
Płycie kończy "Daydream": dream pop, oparty na gitarze akustycznej, a także smykach, zaśpiewany przez basistkę D'Arcy Wretzky. Raczej w formie ciekawostki można rozpatrywać bonusowy "I'm Going Crazy", stanowiący prawie że kopie poprzedniego utworu pod względem muzycznym, różniący się jedynie tekstem i zaśpiewany przez Corgana.
Teksty, z którymi mamy do czynienia na płycie, w większości dotyczą osobistych przeżyć lidera. Najczęściej mówią o miłości ("Rhinoceros", "Bury Me", "Crush", "Tristessa"), chociaż niekoniecznie do kobiety. Nie jest tajemnicą, że w tym czasie zespół dużo eksperymentował z LSD i bardzo możliwym jest, że w wielu piosenkach podmiotem, do którego skierowane są zmetaforyzowane wyznania miłości nie jest kobieta, a narkotyk. Są też piosenki, w których Corgan śpiewa o poszukiwaniu samego siebie, nawet za cenę destrukcji ("Siva", "Suffer"). Trzecią grupę stanowią kompozycje znad wyraz psychodelicznym tekstem, takie jak "Window Paine" czy "Snail". Słowa piosenek nie są napisane łatwym językiem i nawet bez bariery językowej stanowią nie lada orzech do zgryzienia. Niemniej nie mamy tu do czynienia z grafomaństwem: każdy może odczytywać je według własnej interpretacji i rozumieć je na swój (pokręcony bądź nie) sposób.
"Gish" jest pozycją obowiązkową pozycją dla każdego miłośnika rocka alternatywnego. Nawet jeśli komuś nie spodobają się środki wyrazu, wokal czy sam sposób śpiewania Corgana, to na pewno warto przesłuchać tej płyty z jednego powodu - żeby przekonać się, jaką inspiracją dla wielu zespołów tego gatunku był i nadal jest zarówno ten krążek, jak i całe Smashing Pumpkins. Ponadto dla tych, którzy mają ochotę zapoznać się z twórczością grupy, debiut stanowi najlepszy start. Z płyty na płytę grupa rozwijała się, dodawała coś nowego, ale jednocześnie nie zapominała o swoich korzeniach i właśnie dlatego przygodę z SP polecam zacząć chronologicznie, od tego albumu.
Co do oceny.. No cóż, za kolejne recenzje albumów SP mam ochotę wziąć się niedługo, więc może będzie okazja, żeby je przedyskutować.
Pozdrawiam :)
Owszem, kilka ładnych lat temu teledysk do np. "Disarm", był emitowany w stacjach muzycznych od czasu do czasu. W tak powszechnie szanowanym i respektowanym radiu jak Trójka, utwory pojawiały się okazjonalnie. Sytuacja zmieniła się po reaktywacji w 2007 r. - odbywała się niejaka promocja płyty, była zresztą powszechnie dostępna, a rzeczona Trójka (podana jako przykład) uraczyła słuchaczy singlami (a i to rzadko). Zespół zyskał nowych wielbicieli, a postronni mogli kojarzyć choćby samą nazwę zespołu (dajmy na to informacji muzycznych na onecie). Niech mi ktoś wskaże szerszy artykuł o SP w czasopismach muzycznych, bo na newsa trafiam średnio raz na kilka miesięcy, głównie miało to miejsce przy wydaniu płyty. Może więc i jest kojarzenie nazwy, bądź co bądź, charakterystycznej. Zastanawiam się, czy to, co wymieniłam, czyni zespół ... popularnym? Można być dumnym (nie pierwszy raz), że są w Polsce oddani słuchacze Dyń, zrzeszeni i aktywni m.in. na forum, tworzący spójną grupę, która potrafi się zebrać i wyjechać na koncert ... do Berlina. O, a dlaczego aż tam? Czyżby tak popularny zespół w Polsce nie zagrał w naszym kraju ani jednego koncertu? Czyżby sam Corgan nie wspominał, że nie ma tu zainteresowania na zorganizowanie takiego wydarzenia? Może jednak, krytycy bez argumentów, Wy macie rację. Czekam z niecierpliwością na Waszą inicjatywę w sprawie zaproszenia Dyń do Polski - wszak to popularny zespół w naszym kraju. :)
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Paradise Lost "Faith Divides Us - Death Unites Us"
- autor: Megakruk
Hackneyed "Burn After Reaping"
- autor: Krzysiek "kksk"
Nile "Those Whom the Gods Detest"
- autor: Megakruk
- autor: Kępol
Pain "Cynic Paradise"
- autor: Krzysiek "kksk"
Immortal "All Shall Fall"
- autor: Megakruk