- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Slipknot ".5: The Gray Chapter"
Po 6 latach przerwy na rynek muzyczny wracają zamaskowani chłopcy (choć nie, to już od jakiegoś czasu mężczyźni) ze Slipknot. Ich najnowszy album to dla jednych wielkie wydarzenie, a dla innych kolejna okazja, żeby przypomnieć tym pierwszym, że słuchają gimnazjalnego metalu. Być może prawda leży gdzieś pośrodku, jednak do tego dojdziemy na końcu. Pewne jest to, iż ".5: The Grey Chapter" to hołd dla zmarłego w 2010 roku basisty Paula Grey'a.
Po śmierci Paula Grey'a wokalista Corey Taylor nie ukrywał, że ciężko będzie im się zebrać i nagrać nowy krążek. Jedni spisywali zespół na straty i tylko czekali aż ogłoszą zakończenie działalności. Muzycy powrócili jednak na scenę, tłumacząc że tego chciałby sam Paul. W 2012 wydali również płytę zawierającą największe hity oraz zapis koncertu z festiwalu "Download 2009". W tamtym okresie fani mogli liczyć tylko na pojedyncze występy, ale i tak wydawało się, że wkrótce Slipknot musi wejść do studia i zacząć nagrywać. Pod koniec 2013 Corey Taylor rozwiał wątpliwości, ogłaszając światu, że piąty album będzie połączeniem drugiej płyty, pt. "Iowa", oraz trzeciej, "Vol. 3: (The Subluminal Verses)". Pod koniec 2013 niespodziewanie z grupą pożegnał się perkusista Joey Jordison. To po raz kolejny zaniepokoiło fanów. Do dziś nie wiadomo tak naprawdę, czy to zespół wyrzucił Jordison, który zbytnio zaangażował się w prace nad swoim projektem Scar The Martyr, czy też może Joey sam odszedł. Koniec końców w październiku świat usłyszał najnowszy album Slipknot.
Płyta zawiera 14 utworów plus 2 w edycji specjalnej. Otwiera ją, jak zawsze w przypadku tej formacji, intro, pt. "XIX". Niczym nie zaskakuje, ale idealnie wprowadza nas do dalszej części. Pierwszą pełnoprawną piosenką jest "Sarcastrophe". To, co zwraca uwagę, to prawie minutowe, spokojne instrumentalne granie. Bez agresji i brutalności. Wszystko jednak zmienia się w przeciągu sekundy i już wiemy, że Slipknot będzie chciał pokazać na co go stać. Wokal Corey'ego daje jasny przekaz, że nie zapomniał, czym była agresja z "Iowy". Reszta muzyków łączy melodyjność ostatnich albumów z dźwiękami z drugiego albumu. Następnie naszym uszom ukazuje się "AOV". W pierwszej chwili myślałem, że to kontynuacja poprzedniego utworu. Tak nie jest, ale mimo to mam wrażenie, że kompozycje łączą się w całość, co uważam za zaletę, zwłaszcza że to początek albumu i miło słucha się takich rzeczy. Kolejny kawałek to singlowy "The Devil In I". Przypomina raczej działalność zespołu z ostatnich lat i raczej daje do zrozumienia, że grupa stara się pozyskać nowych słuchaczy. Choć teledysk mógłby mówić co innego. Nie wiem, czy "Killpop" ma zabić pop, ale jest jednym z tych łagodniejszych utworów na płycie, choć też bez przesady. Mimo to jest to pierwszy kawałek, który jakoś nie przypadł mi za bardzo do gustu. "Skeptic" to hołd dla zmarłego basisty. Nie mam nic przeciwko nagrywaniu piosenek z myślą o nieżyjącym koledze, ale nie da się ukryć, że przeżyłem małe deja vu, gdy usłyszałem "Nomadic". Miałem nawet problem, żeby zapamiętać który to który. Mimo to "Nomadic" prezentuje się po prostu lepiej. Jest bardziej zróżnicowany i przyjemniej się go słucha. Pomiędzy oboma utworami znajdują się jeszcze "Lech" i "Goodbye". Ten pierwszy to jeden z moich faworytów na płycie. Przez moment miałem nawet wrażenie, że Slipknot wrócił do początku swojej działalności i do swojego debiutu. "Goodbye" to kolejny piosenka - hołd, ale tym razem lepsza. To najspokojniejszy utwór na albumie, możemy zestawić go z utworami z poprzednich płyty, takimi jak "Vermilion Pt. 2" oraz "Snuff". Mimo to nie uważam, by psuł ogólny odbiór krążka, wręcz przeciwnie. Jest miłą przerwą i wytchnieniem. Teraz kolej na na "The One That Kill The Least". Niektórzy uważają, że to słaby utwór, ale mi się po prostu podoba. Refren zapożyczony z drugiego zespołu wokalisty, Stone Sour, ale to nie zmienia faktu, że jest to dobry kawałek. "Custer" - mocny i agresywny. Na takiego Slipknota czekaliśmy. Jego śladem idzie wypuszczony do sieci przed premierą wydawnictwa "The Negative One". Płytę zamyka "If Rain is What You Want". Znów można się przyczepić, że to zbyt spokojna piosenka, ale też bez przesady. Są jeszcze dwie kompozycje bonusowe. Pierwsza to "Override". Dobrze, że nie pojawiła się na płycie, bo zbyt przypomina Stone Sour i nawet ja byłem tym troszkę zniesmaczony. Natomiast "The Burden" powinien albo zamienić któryś z gorszych kawałków, albo być piętnastym. Choć chyba pierwsze rozwiązanie byłoby lepsze.
Ciężko odmówić Corey'emu prawdomówności, gdyż ".5: The Grey Chapter" rzeczywiście klasyfikuje się pomiędzy "Iowa" a "Vol. 3: (The Subluminal Verses)". Nie tylko jeśli chodzi o ostrość, brutalność i agresję, ale także jeśli chodzi o jakość. Mam nadzieję, że ta płyta to nie tylko hołd dla zmarłego basisty, ale także i nowy rozdział w historii zespołu Slipknot, który postanowi nas jeszcze czymś zaskoczyć. Pierwszy - i to bardzo duży - krok we właściwą stronę już wykonany. Oby tak dalej.
Knoty wróciły, może nie w stu procentach, do korzeni. Ale powiem tak, Kapitanie wiecej mocy!!
Materiały dotyczące zespołu
- Slipknot