zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 21 listopada 2024

recenzja: Slash "Slash"

6.06.2010  autor: Kępol
okładka płyty
Nazwa zespołu: Slash
Tytuł płyty: "Slash"
Utwory: Ghost; Crucify The Dead; Beautiful Dangerous; Back From Cali; Promise; By The Sword; Gotten; Doctor Alibi; Watch This; I Hold On; Nothing To Say; Starlight; Saint Is A Sinner; We're All Gonna Die
Wydawcy: Roadrunner Records, EMI, Universal Music, Sony Music
Premiera: 2010
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 8

Możliwość powrotu legendarnego Guns'n'Roses w oryginalnym składzie już dawno włożyliśmy między bajki lub dopisaliśmy do listy innych pobożnych życzeń - o pokoju na świecie czy poszanowaniu matki ziemi. Pozostała nam, że tak to ujmę - szeroko pojęta aktywność indywidualna muzyków szlachetnego szyldu sprzed lat. Na pewno tłustym kąskiem na tym suto - jakby nie pojrzeć - zastawionym stole jest supergrupa Velvet Revolver, wiadomo z kim, jak i gdzie. Stojący tam za basem Duff Mckagan nie ograniczył swej działalności do szarpania grubych strun w prestiżowym kolektywie i w roku ubiegłym uraczył nas naprawdę doskonałym albumem "Sick". Skłócony chyba z każdym Axel również nie zapomniał o muzycznej aktywności i chociaż słuszność użycia na okładce "Chinese Democracy" wiadomej nazwy jest mocno dyskusyjna, nie można powiedzieć, że zawiódł oczekiwania.

Slash to gitarzysta, którego nikomu przedstawiać nie trzeba. Na temat jego charakterystycznego image'u napisano już chyba tyle, że gdyby zebrać wszystko do kupy i chcieć wydać, należałoby podzielić całość na tomy. Nie to stanowi jednak meritum sprawy, albowiem do rąk dostaliśmy krążek autorstwa tego wyjątkowego muzyka, zatytułowany po prostu "Slash". Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że właśnie takiej płyty oczekiwaliśmy. To kawałek solidnego, rasowego rocka, wychodzącego naprzeciw standardom brzmieniowym naszych czasów, zrealizowanego z przeogromnym wyczuciem, wyobraźnią i przede wszystkim - wielkim rozmachem. Długowłosy pan w cylindrze do nagrywania swej nowej solowej płyty zaprosił bowiem prawdziwą śmietankę rockowej estrady. Wystarczy rzucić okiem na tak zwany skład podstawowy. Tam, gdzie za sekcję rytmiczną odpowiadają tacy muzycy, jak Josh Freese (A Perefect Circle, NIN) i Chris Chaney (Jane's Addiction), nie może być kichy. Nie mogłoby się również obyć bez pewnych epizodów gościnnych, w ramach których na płycie zagrali na przykład Duff, Dave Grohl czy Izzy Stradlin. Towarzystwo nieprzypadkowe - chciałoby się napisać. W kwestii obsadzenia wokali Slash mimowolnie "skopiował" pomysł Tony'ego Iommiego z roku 2000 i w każdym niemal kawałku słyszymy inny głosik.

Tutaj również nie uświadczymy przypadkowości - nie dano pola do popisu świeżakom. Ozzy Osbourne w "Crucify The Dead", Lemmy w "Doctor Alibi" czy Chris Cornell w "Promise" kładą ślady swego głosu w sposób nie pozostawiający miejsca na wątpliwości kto śpiewa. Spokojnie - w tym trzecim numerze nie musimy się na szczęście obawiać wpływów R'N'B czy innych niepożądanych inklinacji, jakie zainfekowały ostatni solowy album Cornella, a "Promise" to wręcz jeden z najlepszych numerów na płycie. Na pewno godzien odnotowania jest zaskakująco udany udział Fergie z... The Black Eyed Peas w "Beautiful Dangerous" czy Mylesa Kennedy'ego (The Mayfield, Alter Bridge) w "Back From Cali" i "Starlight". Tego ostatniego mistrz ceremonii zdecydował zabrać w trasę promującą to rock'n'rollowe cacko.

Płyta z całą pewnością niezwykle słuchalna i udana. Choć w kwestiach personalnych dużo skromniejsze, a na samej muzyce bardziej skoncentrowane, podejście do sprawy Duffa na jego solowym krążku kupiło mnie zdecydowanie skuteczniej niż przepych "Slash", do albumu Slasha wracał będę z wielką przyjemnością. Utwory takie, jak metalowy właściwie "Nothing To Say" czy przepiękny, wzbogacony głosem Kid Rocka "Hold On" skutecznie uniemożliwiają jakiekolwiek inny stosunek tego materiału.

Komentarze
Dodaj komentarz »
yeah!
Wotan
Wotan (wyślij pw), 2010-06-13 12:40:05 | odpowiedz | zgłoś
Płytka, zaiste, godna :)
Myles
vaderhead
vaderhead (wyślij pw), 2010-06-06 20:49:52 | odpowiedz | zgłoś
Myles Kennedy rządzi, czy to z Alter Bridge, czy pprzednio z The Mayfield Four po prostu genialny vocal. Czekam na jego solowe płytkę również. Co do całego solowego Slasha to powiem krótko, kawał świetnej muzy i chciałoby się więcej
re: Myles
yeti1987 (gość, IP: 79.191.216.*), 2010-06-07 11:33:55 | odpowiedz | zgłoś
nic dodac nic ujac. Geniusz w czystej postaci. No ale niczego innego nie mozna sie było spodziewac po tak wysmienitym fachowcu.

Oceń płytę:

Aktualna ocena (246 głosów):

 
 
68%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

- Slash

Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje

The Exploited "Fuck The System"
- autor: ad

Neuronia "Follow The White Mouse"
- autor: Katarzyna "KTM" Bujas

Blind Guardian "A Twist In The Myth"
- autor: Iza Krawczyk

Unleashed "As Yggdrasil Trembles"
- autor: Kępol

W.A.S.P. "Babylon"
- autor: Robert "Wisien" Wiśniewski

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?