- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Sinergy "To Hell And Back"
Rok po swojej pierwszej płycie "Beware The Heavens" Sinergy uderzyło po raz drugi. W tak zwanym międzyczasie w składzie zespołu doszło do sporych przetasowań - z pierwszego składu zostali tylko Kimberly oraz Alexi, drugiego gitarzystę Stromblada zastąpił Roope Latvala, nowym basistą w miejsce D'Angelo został Marco Hietala, natomiast Milanowicza na perkusji zmienił Tommi Lillman. Te zmiany w składzie jednak nie spowodowały jakichś diametralnych zmian w muzyce Sinergy. Dalej jest to klasyczny speed-metal z eksplodującymi riffami, dynamicznymi solówkami i bardzo melodyjnym głosem wokalistki, która ciągle pozostaje znakiem rozpoznawczym zespołu. Ale brak "diametralnych zmian" nie oznacza przecież brak zmian w ogóle.
Jak dla mnie ta płyta jest bardziej agresywna i ostrzejsza niż "Beware...". Riffy są tu jakby bardziej postrzępione i grane z większą wściekłością, melodyka bardziej złożona, no i jeszcze ta perkusja. Tak, to chyba pierwsza rzecz, która zwróciła moją uwagę. Moim zdaniem jest ona na tym albumie dużo lepsza niż na pierwszym - Tommi gra ostrzej, w szybszym tempie i bardziej miesza w rytmice. Wystarczy posłuchać "Bitch Is Back" czy "Midnight Madness". Kimberly także śpiewa dynamiczniej i bardziej (że tak powiem) zajadle. Mamy tu także nieco eksperymentów wokalnych, jak choćby deklamacja w "Return To The Fourth World" czy ciekawy pogłos w "Wake Up In Hell". W sumie jest to płyta dojrzalsza i bardziej przemyślana niż poprzedniczka. A przy tym muzyka Sinergy nie straciło nic ze swojej żywiołowości i przy słuchaniu naprawdę ciężko wysiedzieć nie wybijając rytmu, choćby trzymanym w ręce długopisem. :)
Wśród szczególnie wartych uwagi nagrań wymieniłbym "Lead Us To War" z postrzępionym riffem i znakomicie buczącym w tle basem oraz wspaniałym pełnym ekspresji wokalem. Bezpośrednio po tej piosence umieszczono na krążku kawałek "Laid To Rest", który dla odmiany jest świetną balladą, okraszoną pełnymi emocji solówkami Alexa. Potem jest "Gallowmere" - po wyciszonym początku nagle eksploduje piekielnym riffem. Znów są świetne solówki, tym razem w wykonaniu obu panów L., a Kimberly śpiewa bardzo ostro, choć jednocześnie szalenie melodyjnie. Bardzo podoba mi się także druga ballada na płycie, czyli nastrojowe "Wake Up In Hell", a szczególnie bardzo klimatyczne zwolnienie w drugiej części utworu, ze znakomitą grą basu i mrocznym szeptem wokalistki. Inne numery są również ciekawe, zagrane z odpowiednim ogniem i pasją. Jedynym kawałkiem, który jakoś niezbyt mi się komponuje z resztą jest "Hangin On The Telephone". Piosenka ta była w oryginale wykonywana przez zespół Blondie i, choć jest zagrana w typowy dla Sinergy sposób, to jakoś od razu czuć, że to nie jest ich kompozycja. No, ale to już taka moja bardzo subiektywna ocena tego utworu.
Płyta nie wnosi wprawdzie nic specjalnie nowego do gatunku, ale technicznie jest świetna, a do tego bardziej przemyślana od poprzedniczki. No i co najważniejsze - ma to coś, co wciąga i powoduje, że z wielką ochotą słucha się jej po raz "n-ty".
Materiały dotyczące zespołu
- Sinergy