- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Sinergy "Suicide By My Side"
Jak radzić sobie ze stresem? Jest na to wiele rad. Część osób zaczyna pić, część wyżywa się psychicznie na innych ludziach. Jeszcze inni obrażają, są agresywni lub w skrajnych przypadkach zabijają. Ja natomiast po ostatnim ciężkim, stresującym dniu w pracy ponownie przekonałem się, że istnieje jeszcze jeden sposób - słuchanie mocnej, agresywnej muzyki. W ten sposób przypomniałem sobie, że jakiś czas temu istniała sobie fińska grupa Sinergy.
Powstała ona w 1998 roku za sprawą wokalistki Kimberly Goss, wcześniej udzielającej się między innymi w Therion oraz Dimmu Borgir. Kimberly zdawała sobie sprawę, że samym głosem (skądinąd naprawdę mocnym) świata metalu nie zawojuje, więc zaprosiła do składu gitarzystę Alexi Laiho, znanego z Children of Bodom, drugiego gitarzystę Jespera Stromblada z grupy In Flames, basistę Sharlee D'Angelo z Arch Enemy oraz perkusistę Ronniego Milianowicza. W takim składzie w roku 1999 powstała pierwsza płyta - "Beware The Heavens", na której grupa zaproponowała typowo skandynawskie podejście do metalu - grali szybko, technicznie, zwalniając czasem tempo na korzyść metalowej balladki.
W roku 2000 doszło do zmian personalnych i z pierwotnego składu pozostali tylko Kimberly i Alexi. Szybko zaangażowali nowych muzyków - od tej pory w Sinergy na drugiej gitarze grał Roope Latvala, na gitarze basowej - Marco Hietala, a na perkusji Tonmi Lillman. W tym składzie powstała druga płyta - "To Hell And Back" oraz jej następczyni z roku 2002, czyli "Suicide By My Side", zdecydowanie najlepsza i chyba najostrzejsza z całej trójki albumów Sinergy. Jak brzmi ta płyta i czy rzeczywiście pomaga w pozbyciu się agresji i stresu? Posłuchajmy.
Album otwiera efekt akustyczny - porządne charknięcie i splunięcie gdzieś przed siebie. Tak oto rozpoczyna się "I Spit On Your Grave". Już na samym początku niesamowite tempo nadają perkusja oraz szybkie gitary. Wtóruje im bardzo mocno zdenerwowany głos Kimberly, która wręcz ze złością wykrzykuje kolejne wersy. Jest jednak w tym głosie to "coś" - pokazuje, że można wściekle "krzyczeć", ale z melodią miłą dla ucha. Na pochwałę zasługuje też gonitwa dwóch gitarzystów i małe "bitwy" pomiędzy nimi, także podczas solówki. Jeszcze tylko wściekły refren i wiadomo, że do końca będzie właśnie tak: wściekle, zażarcie i bez barier. "The Sin Trade" to troszkę wolniejsze tempo, ale to wcale nie oznacza, że mniej agresywne. Na uwagę zasługuje fajna i zmyślna przekładanka na gitarach w tle podczas zwrotki. Niesamowicie wściekły głos Kimberly robi się bardziej melodyjny podczas refrenu, ale i tu śpiewa wręcz wypluwając kolejne słowa. Skupiłem się na wokalu i gitarach. A co robi reszta zespołu? Ma się wrażenie, że to perkusja tak naprawdę nadaje ton i każe krzyczeć. Bas na razie jednak pozostaje lekko schowany, jakby się bał tej agresji. Pod koniec utworu gdzieś niemrawo zaczyna się odzywać, jakby dopiero teraz "otrzeźwiał" po uderzeniu otrzymanym na samym początku.
Trzeci z kolei jest "Violated". Króciutkie intro na perkusji, sprawiające wrażenie, że bębniarz uderza pałeczkami w co tylko się da i... potężne uderzenie gitar, wręcz najpierw wgniata, a potem zmiata słuchacza. Podczas zwrotki ma się do czynienia z czołgiem, który niszczy wszystko, co stanie na jego drodze. Bez wątpienia jeden z najlepszych kawałków na płycie. Jeszcze tylko garść solówek, które bardziej podkręcają tempo. Miłe zaskoczenie czeka natomiast słuchacza pod koniec. Wydaje się bowiem, że zespół przyspieszy jeszcze bardziej. Nic bardziej mylnego. Muzycy zwalniają bowiem tempo, ale nadając mu ciężar glana, który wgniata coś bardzo mocno w ziemię.
Jeśli się coś (lub kogoś) wgniotło, to potem trzeba to (go) spróbować wyciągnąć. I tak jest w "Me, Myself, My Enemy". Zaczynamy od powolnego riffu, następnie robi się on coraz szybszy i szybszy. W końcu jest na tyle rozpędzony, że Kimberly może swobodnie i szybko śpiewać. Dopiero tu możemy usłyszeć gitarę basową, która przestała się bać i bardzo fajnie przygrywa tle. Na uwagę też zasługuje fajny przerywnik na perkusji, klawiszach i gitarach przed solówką, która przechodzi w jeszcze szybciej zagrany riff z początku utworu. Dopiero teraz Sinergy daje odpocząć - w bardzo ładnej balladzie "Written In Stone". Bardzo delikatne, lecz szybkie intro na gitarze akustycznej zagrane przez Marco Hietalę zwiastuje, że będzie ładnie. I rzeczywiście tak jest. A to, co panowie robią po refrenie, to jedna z najfajniejszych zagrywek, jakie słyszałem - są proste, ale niezwykle efektowne. Nastrojowy (i zmysłowy) głos Kimberly we wstępie zmienia się natomiast w bestię w refrenie. Czasem ma się wrażenie, że Kim podczas śpiewania tej piosenki niemal płakała, jeszcze to jej westchnienie na koniec. Takie rozpaczliwe, bezsilne. Zdecydowanie jeden z najpiękniejszych utworów w karierze grupy.
Początek "Nowhere For No One" przypomina połączenie riffów z płyty "Resurrection" Halforda z pierwszymi dokonaniami Sinergy. Ciężkie, szybkie i wściekłe. Równie wściekłe są wokal i perkusja. Zespół jakby chciał po raz kolejny dać znać, że przez muzykę można się wyzbyć agresji, ale i też, że chyba coś wielkiego się niebawem zdarzy. W kolejnym utworze wracamy do korzeni grupy. Na każdej płycie Sinergy wraz z Kimberly wędrujemy bowiem w warstwie lirycznej i muzycznej do Czwartego Świata. Na pierwszej płycie można go było odwiedzić ("Fourth World"), na drugiej - powrócić do niego ("Return To The Fourth World"), na trzeciej natomiast - poznać do niego przejście ("Passage To The Fourth World"). Jak zatem ono wygląda? Szybka solówka i ciężki riff znów wgniatający w ziemię i po raz kolejny gitara basowa daje znać o sobie. Czwarty Świat jak zawsze nie zawodzi ogromem metalowych wrażeń.
Najwyższy czas przejść do zdecydowanie najlepszego utworu na płycie i najlepszego w całej karierze grupy - "Shadow Island". Zaczyna się mroczną i złowieszczą zapowiedzią: "alone in the dark". Następnie mamy fajny, kłujący w uszy riff i niemal operowy utwór. Niemal, bo to przecież heavy metal, a Kimberly śpiewa operowo. Jednak największe zaskoczenie to wtórujący jej growl Alexi Laiho. No i te przeszywające chórki w wykonaniu Kimberly i chłopaków. Natomiast to, co się dzieje wokalnie w refrenie, to jest kwintesencja smaku, jaki powinien mieć metal. Jest na przemian ciężko, melodyjnie, mrocznie, wściekle, pompatycznie, wszystko naraz, ale bez chaosu. W końcu Kimberly nie wytrzymuje i krzyczy: "alone in the dark!". Bardzo dobra sekcja rytmiczna połączona z gitarami powoduje, że w tym utworze nie ma ani jednej zbędnej nuty. Na zakończenie mamy jeszcze gong i przechodzimy do przedostatniego kawałka. Jest nim tytułowy "Suicide By My Side". Zaczyna się przerażająco i mocno działając na wyobraźnię: ktoś płacząc woła o pomoc, a ktoś inny zapytuje: "Czy chcesz umrzeć? Czy chcesz kurwa umrzeć?!". Kończy się niesamowitym krzykiem ofiary, który zgrabnym miksem przechodzi w bardzo szybki i agresywny riff. Następnie mamy do czynienia z pełnym bólu i wściekłości krzykiem Kimberly. Fajnie brzmi po solówce jej zniekształcony głos, gdzieś w oddali płaczący, by jej pomóc. Całość kończą słowa: "end my life!", przy których ma się ciarki na plecach.
Głos gdzieś zamiera i przechodzi w piękny instrumentalny "Remembrance", przejmujący fortepianowy utwór, jak gdyby grany ku czyjejś pamięci. I rzeczywiście tak jest. Zespół zakończył rejestrowanie albumu 10 września 2001 roku i zadedykował tę kompozycję ofiarom ataków z 11 września 2001 i ich rodzinom. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że jest to w sumie także utwór ku pamięci grupy Sinergy, bowiem - jak się okazało - był to jej ostatni album. Zaczęto wprawdzie pracę nad kolejnym krążkiem, który miał nosić tytuł "Sins Of The Past", jednak wszystko wskazuje na to, że płyta nigdy nie ujrzy już światła dziennego. Każdy muzyk wybrał bowiem inną drogę - Alexi wrócił do Children Of Bodom, zabierając tam ze sobą Roope Latvalę, Marco Hietala przeszedł do Nightwish, Kimberly uczy dzieci i młodzież śpiewu w szkole rocka i metalu w Kalifornii, natomiast Tonmi w roku 2010 zasiadł za perkusją jako Otus w grupie Lordi. Zmarł w 2012 roku.
Smutno się kończy historia jednej z najciekawszych grup współczesnego metalu. Formacja pozostawiła po sobie jednak trzy płyty, w tym jedną naprawdę absolutnie rewelacyjną. "Suicide By My Side" ukazała się ponad 10 lat temu, a wciąż jest świeża, wciąż kopie, wgniata i zmiata z powierzchni. Z całym przekonaniem ocena 10.
Materiały dotyczące zespołu
- Sinergy