- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Sincarnate "On The Procrustean Bed"
Tęsknię za latami 90. Tęsknię za czasami, gdy tzw. metal klimatyczny był wszechobecny. Wówczas największe triumfy święciła nieświęta trójca - My Dying Bride, Anathema i Paradise Lost. Ludzie wsłuchiwali się również w muzykę spod znaku Theatre of Tragedy, Tiamat czy chociażby rodzimych Cemetery of Scream i Sirrah. Część z tych zespołów już nie istnieje, część gra obecnie zupełnie inaczej. Jak się jednak okazuje, wspomniani i inni podobni im wykonawcy pozostawili po sobie spuściznę, która inspiruje zastępy młodych muzyków. I co ważne, inspiruje pomimo nazywania ją wtórną przez wielu, którzy preferują obecnie panujące trendy, dodając, że tak już się po prostu nie gra. Jak nie, jak tak!
Sincarnate to młoda stażem grupa pochodząca z Bukaresztu, której muzycy w lutym 2008 roku doczekali się debiutanckiego wydawnictwa. Na EPce "On The Procrustean Bed" znalazły się cztery utwory, które potwierdzają deklarowane przez Rumunów inspiracje. Te zaś to przede wszystkim lata 90, które niejako przełożyły się na dwadzieścia minut mieszaniny doom i death metalu, dość udanie urozmaiconej partiami klawiszy. Od początku do końca dominują wolne i miejscami średnie tempa, zaś nieco surowe brzmienie i dość często melodyjne partie gitar przywołują bardzo silne skojarzenia z wczesnymi dokonaniami My Dying Bride, szczególnie z okresu "As The Flowers Witchers". Wokale to przede wszystkim przyzwoicie wkomponowany w muzykę growl, z rzadka przeplatany deklamacjami.
Muzyka Sincarnate nie zaskakuje, ale pewnym wyjątkiem pozostaje otwierający płytę "Requiem", w którym główną rolę odgrywają partie klawiszy wyraźnie inspirowane motywem przewodnim filmu "Requiem dla snu". Muzykom in plus należy zaliczyć również konkretny przekaz tekstów. Każdy opatrzony jest komentarzem wyjaśniającym, dlaczego autor zdecydował się na taki, a nie inny opis otaczającej go rzeczywistości. Szczegółów jednak nie zdradzę, by choć po części debiut Rumunów był dla Was zagadką. Nie spodziewajcie się jednak afirmacji życia na wzór pism św. Franciszka z Asyżu.
Można odnieść wrażenie, że "On The Procrustean Bed" jest wydawnictwem stworzonym przez fanów dla fanów. Niezbyt odkrywczo, bez nadmiernego polotu, niezbyt oryginalne, ale z zaangażowaniem i pasją. Dla sympatyków gatunku i tęskniących za muzyką minionej dekady.