- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Sinamore "A New Day"
Chociaż początki zespołu datują się na drugą połowę lat dziewięćdziesiątych, a grupa ma za sobą dwa kontrakty płytowe, Skandynawowie z Sinamore zadebiutowali dopiero na początku 2006 roku albumem "A New Day".
Sami muzycy określają swoją twórczość mianem "Katatonia spotyka HIM, zarzynając Bon Jovi". Do podanych wyżej nazw można by jeszcze dorzucić choćby The 69 Eyes, czy Paradise Lost, ale z tej lapidarnej, acz obrazowej definicji można wysnuć podstawowe wnioski na temat muzyki: będzie smutno, z dużą dozą melancholii, ale też melodyjnie i przebojowo.
Utwory zawarte na "A New Day" są dość proste od strony rytmicznej i kompozycyjnej. Większość z nich opiera się na nieskomplikowanym gitarowym riffie i melodyjnym refrenie ("Sleeping Away", "My Rain"). Trochę więcej ekspresji pojawia się w "Fallen", a "Follow into the Cry" urozmaica gitara akustyczna. Fajnie rozkręca się "A New Day": od spokojnej, fortepianowej partii poprzez mocne gitarowe interludium do ponownego - tym razem gitarowego - złagodzenia w zakończeniu, natomiast zamykający płytę "The Art of Regret" stopniowo narasta, aż do efektownego finału. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że muzyka na "A New Day" raczej nuży niż inspiruje. Zarówno ta melancholijna, jak i przebojowa strona brzmią bez przekonania. Pomysły oparte są na motywach przerabianych setki razy, choćby przez zespoły wymienione we wstępie i nie wnoszą do nich nic nowego. Linie wokalne też raczej nie przyciągają uwagi niczym szczególnym. Poza utworem "Drama for Two", gdzie pojawia się growl, we wszystkich utworach dominuje raczej wysoki, trochę melancholijny śpiew. Chociaż momentami barwa głosu Mikko może zbliżać się do Dave'a Gahana to jednak wokaliście Sinamore brak tej głębi i swobody w operowaniu formami ekspresji, jaką może się pochwalić frontman Depeche Mode. Słowem, debiut Finów nie wykracza poza średnią.
Materiały dotyczące zespołu
- Sinamore